„Każda
chwila to szansa, aby wszystko zmienić”
(film
8 mila)
20
lipca 2000
Zaskoczona rozejrzałam się po
zatłoczonej ulicy i przez chwilę zadrżały mi nogi. Mugole potrącali mnie i co
chwila rzucali kąśliwe uwagi na temat mojego położenia. W końcu wybiegłam z
budynku i zatrzymałam się na środku chodnika tarasując im drogę. Nigdzie nie
widziałam pani Marple, która miała mnie dzisiaj odebrać, a dobrze wiedziałam,
że mój pokój w sierocińcu lada moment zostanie zajęty przez kogoś innego. Stanęłam
na palcach, chcąc odszukać białe włosy kobiety i poczułam pod powiekami
pierwsze łzy.
-Camille, tutaj.
Jeśli cokolwiek stuknęło w tym momencie o
chodnik, to musiał być kamień, który spadł mi z serca. Pani Marple stała przy
małym samochodzie w kolorze złocistego miodu. Ze zdziwieniem spojrzałam na
stojącego obok niej mężczyznę, który musiał mieć około trzydziestki. Był niski
i szczupły, ale jego twarz wzbudzała we mnie strach. Czarne, niczym noc włosy
były ostrzyżone krótko. Kwadratową szczękę pokrywał zarost a ciemne oczy
patrzyły groźnie na każdą osobę, która przeszła stanowczo zbyt blisko niego.
Zwinnie wyminęłam kilku mugoli i stanęłam przed panią Marple, która ochoczo
mnie objęła.
-Wybacz, nie mogliśmy cię dostrzec przez ten
tłum, prawda Nick?
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko odebrał moją
walizkę i schował ją w bagażniku. Kobieta otworzyła przede mną drzwi i szybko
usadowiłam się na tylnim siedzeniu. Już wiedziałam, że nie będzie to nudna
podróż.
20
lipca 2000
Manchester
Po dwóch godzinach podróży była pewna dwóch
rzeczy. Pierwsza to, że Nick jeździ niczym pirat drogowy i omal nie pozabijał
nas w czasie tej drogi, a druga to fakt iż pani Marple jest największą gadułą,
jaką kiedykolwiek spotkałam. Przez całą podróż opowiadała mi jak bardzo spodoba
mi się nowy dom i że będą to moje najlepsze wakacje w życiu. Nieważne, że
gorsze już chyba być nie mogły, ale ponura twarz Nicka powstrzymywała mnie od
wypowiedzenia jakichkolwiek słów. Wpatrywałam się w budynki, które mijaliśmy z
zabójczą prędkością. Zdołałam jedynie zauważyć tabliczkę, która informowała
mnie o pojawieniu się w Manchesterze. Zaczęłam niecierpliwie stukać palcami w
jasne obicie foteli. Nie byłam przyzwyczajona do podróżowania samochodem, nawet
tego nie lubiłam. Przy kolejnym ostrym zakręcie zawartość mojego żołądka
gwałtownie podjechała do przełyku. Starałam się głęboko oddychać i nagle Nick
zwolnił.
-Żyjesz tam z tyłu?- warknął patrząc na mnie
dzięki lusterku.
-Z trudem- mruknęłam i samochód znów
przyspieszył.
Miałam ochotę wyciągnąć różdżkę i przytknąć ją
mężczyźnie do gardła. Może wtedy łaskawie by zwolnił. Mały samochód wyjechał na
przedmieścia i zwolnił. Przysunęłam się do szyby, aby podziwiać widoki i
wypatrywać mojego nowego domu. Każdy budynek był taki sam, białe otynkowane
ściany lśniły w słońcu, a czerwone dachówki dawały życia. Każdy z ogródków był
mały, a trawa równo przycięta. Nick podjechał prawie na sam koniec uliczki i
zatrzymał się na podjeździe. Z ulgą wypadłam z samochodu i zaciągnęłam się
świeżym powietrzem, tak mocno, że się zakrztusiłam.
-Camille, wszystko w porządku?- zapytała
zaniepokojona pani Marple i poklepała mnie drobną dłonią po plecach.
-Tak, oczywiście- wysapałam z trudem i starłam
z policzków łzy, które wypłynęły z moich oczu.- Zakrztusiłam się.
-Mówiłem, że te bzy śmierdzą- warknął Nick
wskazując na gałązki obficie pokryte fioletowym kwieciem.
Rzeczywiście, ich zapach unosił się w
powietrzu, ale nie uważałam go za drażniący. Wręcz przeciwnie, był tak
wspaniały, że najchętniej usiadłabym pod drzewkiem i napawała się tą wonią.
Pani Marple najwyraźniej nie zwracała uwagi na ciągłe powarkiwania i marudzenie
bruneta i ruszyła w stronę musztardowych drzwi ze złotą cyferką cztery. Rozejrzałam się po małym ogrodzie, który był
ogrodzony niskim, drewnianym płotkiem. Trawa wydawała się być miękka i
równiutka, a jej zieleń uspokaja oczy. Ogród pani Marple był zapełniony
mnóstwem kolorowych kwiatów, których zapach tworzył cudowną mieszankę. Przy każdym
oknie znajdowało się korytko z czerwonymi pelargoniami i różowymi surfiniami.
Zaś mały skalniak w kącie ogrodu, który był otoczony różnego rodzaju
kamieniami, wyglądał jak kwiecista wyspa.
-Będziesz tak stać, czy wejdziesz do środka?-
warknął Nick i potrącił mnie ramieniem.
Najwyraźniej nie przez wszystkich byłam mile
widzianym gościem. Weszłam pod dwóch ceglanych stopniach i weszłam do wąskiego
korytarza. Biała tapeta ozdobiona czerwonymi różami była bardzo zadbana i
zupełnie inna, niż te z sierocińca. Pierwsze odgłosy dochodziły z pomieszczenia
na prawo, więc właśnie tam się udałam. Duże okno wpuszczało tam dużo światła, a
piaskowe ściany kojarzyły mi się z morzem. Pamiętam moją jedyną wycieczkę na tę
piękne tereny jak przez mgłę. Siedziałam na plaży i przesypywałam drobne
ziarenka z małej rączki do drugiej. Napawałam się niezwykłą strukturą i delikatnością. Kominek z białego marmuru
wtapiał się w ścianę, a naprzeciw niego stała biała kanapa z mnóstwem piaskowych
poduszek. Jedna ze ścian była wypełniona zdjęciami, które tkwiły w złotych
ramkach. Na wielu pojawiała się młoda dziewczyna o czarnych włosach i białej
skórze. Uśmiechała się szeroko i czasami obejmowała Nicka.
-Chodź, Camille- powiedziała pani Marple i
dotknęła delikatnie mojego ramienia.- Pomożesz mi w kuchni, bo Nicholas nigdy
nie miał do tego rąk.
Ruszyłam za staruszką i po chwili znalazłam się
w pomieszczeniu o brzoskwiniowych ścianach. Był to malutki pokój wypełniony
szafkami o kolorze ciemnego drewna, oraz innymi mugolskimi sprzętami. Staruszka pochyliła się nad garnkiem
smakowicie pachnącego sosu i zamerdała dużą łyżką.
-Mam nadzieje, że jesteś głodna- powiedziała
wesoło.- W końcu to nasz pierwszy wspólny obiad.
-Umieram z głodu- uśmiechnęłam się szeroko i
oparłam się o blat.- Co mam robić?
Nigdy nie lubiłam pracować w kuchni. Zazwyczaj,
gdy byłam wołana do pomocy zmywałam tuziny brudnych talerzy i misek. Ale ta
kuchnia była zupełnie inna niż te pachnące wilgocią pomieszczenie w Bristolu.
Ono po prostu napełniało ciepłem.
-W tej szafce są talerze- powiedziała wskazując
na jedne z drzwiczek.- Zanieś je na tyły ogrodu, tam jest cień, a ja nie lubię
przebywać długo na słońcu.
Otworzyłam szafkę i wyjęłam trzy duże talerze
ze złotą obwódką i ruszyłam w stronę korytarza. Naprzeciwko drzwi wejściowych
znajdowały się duże szklane wrota, które musiały prowadzić na tyły ogrodu. Z
trudem je otworzyłam i otworzyłam usta z zaskoczenia, gdy Nick jednym
machnięciem różdżki sprawił, że na drewnianym stole pojawił się biały obrus.
-Uważaj, bo ci mucha wleci- warknął i odebrał
ode mnie talerze.
Stałam w miejscu jeszcze przez chwilę. Nie
sądziłam, że trafię do rodziny, w której mieszka czarodziej. A nawet, jeśli, to
myślałam, że owa osoba będzie dla mnie wsparciem, a nie aroganckim dupkiem,
który będzie traktował mnie, jako wroga. Może był jednym z tych mężczyzn, co
całe życie chcieli spędzić u boku mamy i każdą konkurencję traktował wrogo.
-Cóż za riposta- prychnęłam zdenerwowana i
obróciłam się napięcie w stronę kuchni.
Zacisnęłam dłonie w pięści i zacisnęłam mocno
wargi. Dość, Nicholas Marple uraził mnie po raz ostatni. Odebrałam od jego
matki półmisek ziemniaków, który potem ustawiłam na środku stołu.
-Siadaj słońce- powiedziała pani Marple i
wskazała mi krzesło.
Opadłam na miękkie siedzenie i ze zdziwieniem
spojrzałam na czwarte krzesło. Byłam pewna, że gdyby miał się pojawić
jakikolwiek gość zostałabym o tym uprzedzona. Nie było zastawy dla tej osoby, a
jedynie miejsce przy stole. Pani Marple szybko zajęła się jedzeniem, a Nick z
ociąganiem. Jego ciemne oczy były utkwione w pustym meblu, ale w jego
tęczówkach zauważyłam coś jeszcze. Ból? Żal?
-Jedz, Camille- pospieszyła mnie kobieta.- Bo
wystygnie.
Otrząsnęłam się z dziwnego otępienia i szybko
sięgnęłam po półmisek z ziemniakami. Nie chciałam teraz myśleć o przykrych
rzeczach. Bo o to właśnie w moim życiu zaczynał się pewien niesamowity i pełen
nowych szans rozdział. Nie powinnam zaprzątać sobie głowy ponurym i kąśliwym
Nicolasem, a także jakimś pustym meblem, który został tu ustawiony przez przypadek.
Po skończonym obiedzie pani Marple podniosła się, jako pierwsza i spojrzała na
szatyna.
-Nick, posprzątasz prawda? Chcę oprowadzić
Camille po domu.
Mężczyzna rzucił mi niechętne spojrzenie i
skinął delikatnie głową. Wstałam od stołu i ruszyłam za staruszką, która
zniknęła już we wnętrzu domu. Usłyszałam jej kroki na drewnianych schodach,
które były wyłożone miękkim, brązowym dywanem. Szybko dogoniłam kobietę i
rozglądałam się po nieznanej jeszcze części domu. Tutaj ściany były błękitne i
napawały moją duszę spokojem.
-Jak ci się tu podoba, Camille?- zapytała
znienacka pani Margaret Marple.
-Dom jest piękny- wyszeptałam urzeczona i
przystanęłam.- Nawet nie marzyłam, że znajdę się w takim miejscu.
-Musisz mieć bardzo okrojone marzenia, dziecko-
westchnęła i otworzyła przede mną jedne z drzwi.- To jest twój nowy pokój, mam
nadzieję, że kolor będzie ci pasował.
Stanęłam w drzwiach i wytrzeszczyłam oczy ze
zdziwienia. Pomieszczenie było ogromne, jak na jedną osobę, a ściany miały
prześliczny fioletowy kolor. Na łóżku, które stało tuż przy oknie leżały żółte
pościele. Dywan także był barwy słońca, a meble były zrobione z jasnego drewna.
Tuż przy łóżku stał mały stoliczek nocny z żółtą lampką. Przy jednej ze ścian stała
ogromna szafa z równie dużym lustrem, w którym doskonale widziała swoje
odbicie. Po drugiej stronie stał regał z jak na razie dwoma książkami.
-Jest idealny- westchnęłam z rozmarzeniem.
-Cieszę się, że się podoba- zaśmiała się pani
Marple. –Jak chcesz możemy jutro pojechać na zakupy.
-Nie….
-Ale ja mam- wyprzedziła mnie, doskonale
wiedząc, jaką kwestię chce poruszyć.- O pieniądze nie musisz się martwić,
dziecko.
Uśmiechnęłam się do niej nieśmiało, a ona
drgnęła na wołanie Nicka.
-Naprzeciwko masz łazienkę, rozgość się-
powiedziała i pośpiesznym krokiem skierowała się w stronę schodów.
Zamknęłam drzwi od pokoju i jeszcze raz
spojrzałam na wspaniałe meble. Poczułam zbierające się w oczach łzy, które z
trudem powstrzymałam. Podeszłam do małej walizki i spojrzałam na niewielką
ilość moich przedmiotów. Ubrania, które należały do mnie schowałam do szafy, a
Dolly ułożyłam na regale. Wpatrywałam się w jej wyblakłe już oczy i
oczekiwałam, aż przemówi, ale ona milczała. Najwyraźniej jej magia przeminęła
już na zawsze i miała być tylko znamieniem mojego dzieciństwa.
21
lipca 2000
Obudziłam się bardzo późno. Nawet nie
wiedziałam, kiedy usnęłam na niezwykle miękkim łóżku. Przeciągnęłam się mocno,
aż poczułam ból w mięśniach i szybko się podniosłam. Tak jak myślałam moje
włosy zaczęły przypominać bardziej stóg siana, niż jakąkolwiek fryzurę.
Chwyciłam letnią sukienkę, która należała do moich ulubionych i ruszyłam do
łazienki. W domu panowała niczym niezmącona cisza. Łazienka była przestronnym
pomieszczeniem o białych kafelkach. Duża wanna stała przy jednej ze ścian i
natychmiast poczułam chęć wskoczenia do niej i siedzenia tam cały dzień.
Odkręciłam ciepła wodę i czekałam, aż ciecz wypełni brzegi białej wanny.
Naprzeciwko niej stała umywalka z okrągłym lustrem w ozdobnej ramie. Zrzuciłam z siebie wczorajsze ubrania i
zanurzyłam się w gorącej wodzie. Przymknęłam oczy i powoli pogrążyłam się
najskrytszych myślach. Starałam się w słuchać w delikatny śpiew ptaków za oknem
i po zapachu rozpoznawać kolejne szampony.
-Czy mogłabyś łaskawie wyjść z łazienki?-
dobiegł mnie irytujący głos Nicka.
Drgnęłam i spojrzałam na swoją pomarszczoną
skórę, która pokazywała mi jak długo czasu spędziłam w ciepłej wodzie. Szybko
wybrałam pomarańczowy szampon i namydliłam włosy. Nie chciałam jeszcze bardziej
narażać się mężczyźnie, dlatego szybko spłukałam blond kosmyki i wyskoczyłam z
wanny. Chwyciłam pierwszy z puchowych ręczników, które tkwiły na przezroczystej
półce przymocowanej do jednej ze ścian. Owinęłam się nim szczelnie i
pozbierałam resztę swoich ubrań. Oparłam się o drzwi i szybko je otworzyłam.
-Lepiej późno, niż wcale- warknął na mój widok.
-Zasiedziałam się…
-W życiu bym się nie domyślił. Możesz nie
tarasować mi drogi?
Otworzyłam usta ze zdumienia i pozwoliłam, aby
mnie potrącił i zamknął się w łazience. Zaklęłam pod nosem i ruszyłam do
swojego pokoju. Teraz już na pewno wiedziałam, że Nicholas miał coś do mnie.
Wściekłość rozsadzała mnie od środka, a ja pozwalałam jej palić kolejne organy.
Gdy płomienie dotarły w końcu do serca pozwoliłam sobie na mały plan zemsty.
Nie ważne, czy miałoby to rozpętać wojnę, czy załatwić pokój. To już nie
chodziło o jego zachowanie względem mnie. W końcu nie chodziłam od domu do domu
z kartką „Jestem sierotą, zaadoptuj mnie”. Uraził moją dumę, a ja takich rzeczy
nigdy nie zostawiałam nierozwiązanych. Zawinęłam blond włosy w ręcznik i szybko
wciągnęłam na siebie sukienkę z delikatnego materiału. Włosy zostawiłam
wilgotne, ale związałam je w luźny koczek, aby nie opadały na twarz. Szybko
zbiegłam na dół i poczułam zapach tostów. Przez chwile rozkoszowałam się tą
słodką wonią topionego masła i ruszyłam do kuchni, gdzie krzątała się pani
Marple.
-Dzień dobry- uśmiechnęłam się szeroko i
opadłam na jedno z krzeseł.
-Moja droga, dobrze spałaś? Mam nadzieję, że
nie słyszałaś okropnego chrapania Nicholasa? – zachichotała pod nosem na widok
wchodzącego do kuchni mężczyzny.- Czasami słychać go w całym domu.
-Nadal twierdzę, że masz przesłuchy, Margaret-
westchnął Nick i przysunął do siebie talerz pełen tostów.- Może to ta twoja
banda kocich rozbójników tak chrapie, ale na pewno nie ja.
Chwyciłam ciepłego tosta i zmarszczyłam brwi,
gdy Nick wspomniał o kotach. Jak na razie nie dostrzegłam żadnego, a mężczyzna
wspominał o niezłej gromadce. Pani Marple zachichotała cicho, niczym mała
dziewczynka i również zabrała się za jedzenie. Posiłek co chwila był przerywany
przez kilka zdań pani Marple. Ta kobieta najwyraźniej nie umiała długo milczeć.
Drgnęłam, gdy cos miękkiego zaczęło się ocierać o moje nogi i zobaczyłam grubą,
rudą kotkę, której miodowe ślepia wpatrywały się we mnie niczym w intruza.
-O proszę- zawołała staruszka i chwyciła kotkę
na swoje kolana.- Jest mała Carmelita.
Ugryzłam się w język, nim zdołałam wygłosić
jakąś kąśliwą uwagę na temat wielkości Carmelity. Kotka była, co najmniej
wielkości arbuza i niewątpliwie brzuch przeszkadzał jej w codziennych
czynnościach. Z miodowych oczu źle jej patrzyło i miałam wrażenie, że nawet
Nick pała do mnie milszym uczuciem, niż to rude stworzenie.
-Carmelita mieszka z nami od początku- zaczęła
Margaret Marple i pogłaskała kotkę po głowie.- To moja najwierniejsza
towarzyszka.
Kotka łypnęła na mnie spode łba i zeskoczyła z
kolan swojej właścicielki. Katem oka zauważyłam, niechętne spojrzenie Nicka,
które również zostało skierowane w stronę kotki. Przynajmniej w jednym nasza
dwójka się zgadzała.
-No dzieci, nie będziemy tak siedzieć- zawołała
uradowana pani Marple.- Zapowiada się wspaniały dzień.
Pierwsza ale mi się udało.
OdpowiedzUsuńHmm czyżby Raven sie zadomowiła?
Hmm i ten Nick.
Muszę przyznać że zaintrygowała mnie reakcja chłopaka na Camillę.
Od początku wyraźnie pokazuje że za nią nie przepada.
Coś mi się jednak wydaje że taka wrogość to pozory.
Jestem ciekawa jak dalej rozwiniesz jej losy.
Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie.
pozdrawiam
Cieszę się, że historia przypadła ci do gustu. Cóż Nick to interesująca postać, której losy będą równie interesujące co Camille.
UsuńPani Marple to taka miła i ciepła osoba, która wychodzi z sercem do ludzi. Z pewnością ogród tej kobiety zawiera tyle miłości, ile ona oddaje jej ludziom. Dla Camille zaczął się nowy rozdział w życiu. Czy lepszy? Czas pokaże i odsłoni wiele tajemnic, które kryje przyszłość.No i Nick. Człowiek, który nie do końca wydaje się być zadowolony z adopcji dziewczyny. No cóż, nie wszyscy w opowiadaniu muszą być "idealni" i ktoś musi "kręcić nosem". Jednak przyznać muszę, że mężczyzna poczucie humoru ma. Czekam na następny i życzę weny.
OdpowiedzUsuńNie chciałam przedstawiać Nicka jako wielkiego gbura, który najchętniej rzuciłby się na Camille z nożem :)
UsuńA pani Marple ma być ciepłą kobietą, która ma wspierać główną bohaterkę w najtrudniejszych sytuacjach.
Trochę źle to odebrałaś. Mając na myśli "idealni", chodziło mi o to, że nie wszyscy od razu muszą akceptować Camille. Jak na swój wiek ma prawo być trochę zrzędliwy :D Myślę, że on się przekona do tej dziewczyny, jeżeli będzie chciał znaleźć wspólny język.
UsuńOh, jak ja źle odebrałam Panią Marple w poprzednim rozdziale :) Okazała się być niezwykle ciepłą osobą. Pałam do niej ogromną sympatią. Nick, mimo swojej arogancji, również jest postacią zaliczaną do tych 'dobrych' :). Domyślam się, że w czasie wojny stracił ukochaną kobietę i teraz wylewa swoją złość na innych.
OdpowiedzUsuńCzęsto w trakcie czytania mimowolnie chichotałam.
Uwielbiam Twoją twórczość i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. Tymczasem zapraszam do siebie. www.serce-krysztalu.blogspot.com
Dziękuję, cóż nie sądziłam, że ktoś może tak myśleć o Nicku :) Jestem zaskoczona, ale nie wyjawię z jakiego powodu. Taka jestem zua!
UsuńPani Marple wydaje mi się miłą osobą. Ciepłą, dobrą, jedną z tych, do których ludzie się garną i pragną z nimi przebywać. Inaczej ma się sytuacja z Nickiem, którego nie rozumiem. Gdyby był parę lat młodszy, pomyślałam może... Może coś z tego będzie na linii Nick-Camille i nie mam na myśli platonicznej relacji, ale skoro zaznaczyłaś, że jest on po trzydziestce, to pewnie skończy się na przyjaźni. Przyznam, że mnie też zaskoczyło wyciągnięcie różdżki przez Nicka. Bardziej bym się spodziewała, że wyciągnie broń niż różdżkę. Ja i moje przypuszczenia ^^.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, kim była ciemnowłosa dziewczyna na zdjęciu. Gdybym miała zgadywać (może nie powinnam tego robić, ale trudno wykorzenić stare nawyki) stawiałabym, że była ona siostrą Nicka i kimś dla pani Marple, nie wiem, może córką?
Rozbawiło mnie złe spojrzenie Carmelity;D Tylko zwierzęta potrafią tak patrzeć na ludzi. Wiem, bo mój kot też tak na mnie czasem patrzy, że aż strach.
Dobra, koniec moich hipotez, które mogłabym snuć bez końca.
Pozdrawiam;))
Wiem, o co chodzi. Mój kocur też tak na mnie patrzy, gdy o godzinie 12 chce się położyć, a mój kot leży na moim łóżku. Nie chcę przedłużać akcji w domu, dlatego myślę, że wystarczą jeszcze dwa rozdziały, gdzie wyjaśnimy stosunek Nicka i jego historię. :)
UsuńNa początku powiem, że korzystam z przeglądarki Chrome i tekst się trochę zlewa z szablonem, przez co niezbyt fajnie się czyta :(
OdpowiedzUsuńMimo to, pochłonęłam rozdziały w szaleńczym tempie, bacznie śledząc zaczynającą się tu historię (: Masz bardzo fajny styl, taki lekki i przyjemny, a zarazem dokładny, pozwalający czytelnikowi wyobrazić sobie wszystkie sytuacje (: Pani Marple to taka dobra duszyczka i choć męczyła Camille swoimi opowieściami, to ja ją polubiłam. Niczym Molly z Harryego Pottera (: Za to jej syn to totalny dupek, nie mam pojęcia, czemu jest tak uprzedzony do Camille. Mam nadzieję, że wkrótce się to wyjaśni, a również po cichu liczę, że trochę zmieni swój stosunek do dziewczyny (:
Jeszcze dodam, że weszłam na ten blog, po bardzo spodobał mi się Twój avatar (: Uwielbiam Dianę! No i Twój nick również do mnie przemówił, gdyż uwielbiam mitologię, co raczej trudno ukryć :D
Weny! :*
Też mam Chrome i wszystko jest dobrze. Może spróbuj zmniejszyć obraz, albo na odwrót. Ja też uwielbiam Dianę i mitologię. Co do Nicka, to bardzo ciekawa postać,którą będę się starała rozwinąć. Ale na to mamy jeszcze trochę czasu :)
UsuńNo no no, czegóż ten Nick chce? Aż zaczyna denerwować tym swoim zachowaniem. Ledwo co się pojawiła a ten już zarzuca nieprzyjemnymi uwagami na prawo i lewo... Panna Marple to mi w jakiś sposób przypomina Dumbledore'a :D. Miła, troszeczkę dziwaczna. Ogólnie mam pozytywne wrażenia odnośnie jej.
OdpowiedzUsuńAh no i teraz sobie przypomniałam. Kim ten Nick w ogóle jesst? Na adoptowanego dzieciaka trochę za stary, ale jednak mieszka z Marple, zjada jej tosty i rozmawia tak, że widać, że znają się od dawien dawna.
No nic.
Czekam na kolejne i pozdrawiam ;)
[malfoy-issue.blogspot.com]
Zastanawiałam się kiedy w końcu padnie to pytanie. Kim jest Nick, bo pani Marple nie przedstawiła go Camille.Cóż ta zagadka rozwiąże się w następnym rozdziale. Obiecuję.
OdpowiedzUsuń