Harry Potter - Golden Snitch 2

Prorok Codzienny


Szablon: AnaRosa

19.10

Znów poległam i to nie tylko tu, ale i w szkole. Chyba muszę zwolnić tempo i skupić się bardziej na nauce. Od dzisiaj rozdziały będą dodawane raz na miesiąc.


środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 6 " Sandy Cromwell"


„Cezarów zabijają zazwyczaj przyjaciele. Bo są wrogami.”
Stanisław Jerzy Lec

1 września 2000 rok,
Londyn

            Hermiona Granger uderzyła gazetą o blat zadbanego stołu i spojrzała na swojego narzeczonego. Miała wrażenie, że lada moment się rozpłacze i zniknie. Cieszyła się razem z nim, gdy zdał egzaminy na aurora, była z niego dumna. Bo przecież wiedziała, jak nienawidzi nauki i książek. Dlatego podziwiała jego samozaparcie, gdy siedział nocami przy nikłym świetle różdżki i powtarzał kolejne formułki. Odmawiał jakiejkolwiek pomocy, nawet od niej. Chciał być w końcu samodzielny i sobie coś zawdzięczać. Teraz cała radość zniknęła. Mieszał leniwie w owsiance i starał się nie patrzeć ani na nią, ani na zdjęcie swojego przyjaciela, który uśmiechał się razem z dziennikarką Marlene Knight. Nie wytrzymała i uderzyła porcelanowym kubkiem o blat stołu, tak mocno, że roztrzaskał się na małe kawałeczki. Dopiero wtedy Ronald uniósł głowę i złapał ją za rękę. Wiedziała, że poniosły ją emocje, ale nie umiała zdusić ich w sobie.
            -Wszystko będzie dobrze- szepnął Ron, jakby chciał przekonać sam siebie.
            -Nie, Ron. To trzeba zakończyć raz na zawsze- warknęła dźgając palcem fotografię przyjaciela.- W głowie mu się poprzewracało.
            -To nasz przyjaciel.
            Hermiona miała ochotę ponownie chwycić gazetę i wepchnąć rudzielcowi do uszu. Może wtedy zrozumiałby, co tam jest wypisane. Wstała od stołu i przeszła przez długość małego mieszkanka, które wynajmowała w Londynie. Stanęła przy oknie i wpatrywała się w kilku mugoli, którzy siedzieli na ławce i mocno gestykulowali. Pokręciła głową i ponownie odwróciła się w stronę narzeczonego, który powoli przesuwał gazetę w swoją stronę. Zareagowała natychmiastowo. Szybkim krokiem wróciła do kuchni i wyrwała mężczyźnie proroka.
            -Chciałem zobaczyć wyniki ligi quidditcha- westchnął niemrawo.
            -Nie kłam Ron- poprosiła i usiadła mu na kolanach.- Jeśli chcesz to ci je przeczytam.
            -Nie, wiesz co? Lepiej będzie jak pozmywam- mruknął i podniósł się z krzesła.
            Hermiona uniosła wysoko brwi, gdy zobaczyła prawie nietkniętą owsiankę i kawę. Przecież Ronald Weasley nigdy nie zostawiał jedzenia. Odłożyła gazetę na stół i różdżką przywołała płaszcz. Nie potrafiła patrzeć na niego w takim stanie. Ubrała zielone okrycie i ponownie złapała gazetę.
            -Idę do Ginny, jakby pytał, ktoś z pracy powiedz, że biorę wolne- poleciła i wyszła, nim Ron zdążył cokolwiek powiedzieć.
            Teleportowała się na klatce schodowej. Po chwili była już w Dolinie Godryka, którą pamiętała jeszcze z czasów wyprawy po horkruksy. Ruszyła piaszczystą dróżką w stronę okazałego domu, gdzie od roku mieszkali Potterowie. Odepchnęła od siebie drewnianą furtkę i wspięła się po dwóch stopniach. Głośno zapukała do drzwi i zaczęła nerwowo odliczać sekundy. Doskonale wiedziała, że Ginny nie pracuje, w końcu ciąża nie była mile widziana na miotle. Zapukała po raz kolejny nie dbając o to, czy obudzi przyjaciółkę. W końcu kopnęła w drzwi i z zadowoleniem zauważyła, że zostawiła na nich rysę. Zbiegła ze stopni i napotkała drobną staruszkę, która siedziała na ławeczce, tuż przed domem Potterów.
            -Przepraszam- odezwała się Granger siląc się na miły ton.- Nie zauważyła pani, czy pani Potter gdzieś wychodziła?
            -Tak razem z mężem- odparła ochryple i upiła z termosu jakiegoś napoju. –Mówili coś o rodzinie, ale nie podsłuchiwałam. Po prostu ten mężczyzna tak głośno mówi.
            -Dziękuję, bardzo mi pani pomogła.
            Hermiona odwróciła się napięcie starając się nie słuchać paplaniny staruszki, która uparcie twierdziła, że nie podsłuchiwała. Ukryła się za domem Potterów i ponownie teleportowała. Wiedziała, że Nora nie jest już chroniona żadnymi zaklęciami, dlatego teleportowała się od razu przed drzwi. Zapukała donośnie i po chwili otworzyła jej Molly Weasley. Pulchna kobieta uśmiechnęła się ciepło na widok dziewczyny i wytarła dłoń o fioletowy fartuch. Objęła mocno brunetkę i wpuściła do środka. Hermiona od razu ruszyła w stronę salonu, gdzie zastała głowę rodziny, oraz młode małżeństwo. Nie przywitała się nawet z Arturem, tylko od razu ruszyła w stronę rozłożonego na czerwonej kanapie Pottera. Rzuciła w niego gazetą i pokręciła głową z zawodem.
            -Nie sądziłam, że będziesz w stanie zrobić mu coś takiego- warknęła dziewczyna i poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciła się w stronę Ginny i odtrąciła jej dłoń.- A ty? Jak mogłaś na to pozwolić?
            Ciszę przerwał śmiech Harry` ego, który tylko jeszcze bardziej rozsierdził Hermionę. Odwróciła się w stronę okularnika, który potarł swoją bliznę i wbił spojrzenie zielonych oczu w przyjaciółkę.
            -Nie umiał sam przyjść i się bronić?- zapytał z szyderczym uśmiechem.- Musiałaś przyjść ty Hermiono? Poza tym, to nic złego. Ludzie trochę pogadają, pogadają i przestaną.
            Po raz pierwszy Hermionie Garnger zabrakło słów. Inaczej wyobrażała sobie to spotkanie. Miała wygłosić kazanie na temat jego haniebnego zachowania i poczekać, aż Wybraniec zacznie przepraszać. Nie spodziewała się kolejnego szyderstwa. Mężczyzna wstał i stanął naprzeciwko swojej przyjaciółki.
            -Nie uważasz, że zasługujesz na kogoś lepszego?- zapytał i odgarnął z jej twarzy zbłąkany lok z jej twarzy. – Przez całe życie chcesz bronić mężczyzny, który woli chować się w waszym wspólnym mieszkaniu, niż stawić czoła przeciwnościom? Pamiętasz przecież, jak zostawił nas w czasie wyprawy po horkruksy. On się nie zmieni, a to wszystko – westchnął pokazując na gazetę. – to dla twojego dobra.
            -Chyba pozamieniałeś się z Malfoy` em na mózgi- warknęła i odepchnęła mężczyznę.- Nie myśl, że będę stała bezczynnie, gdy ty będzie mieszał z błotem swojego przyjaciela, a mojego narzeczonego!
            Zobaczyła na twarzy zgromadzonych szok, gdy wykrzyczała ostatnie słowa. Artur Weasley jednym ruchem odebrał Potterowi gazetę i zaczął czytać artykuł. Dokładnie zauważyła, kiedy doszedł do najgorszego momentu. Jego błękitne oczy rozbłysły groźnie.
            -Wynoś się- warknął i złapał Pottera za szatę.
            -Arturze, na Merlina- wrzasnęła Molly i odciągnęła męża od zięcia. – Co się dzieje?
            -Wynoś się z mojego domu i nigdy nie wracaj!!- wrzeszczał jak opętany Artur Weasley nie przejmując się okrzykami żony, czy łzami jedynej córki.
            Hermiona złapała Ginny za rękę, ale ona szybko ja odtrąciła. Złapała męża za ramię i szybkim krokiem wyszła z domu. Gdy drzwi trzasnęły zbił się także czerwony wazon, którym Artur Weasley cisnął w okno.

1 września 2000 rok
Hogwart

            Usiadłam przy stole Puchonów i uśmiechnęłam się do siedzącego naprzeciwko mnie Noela. Chłopak już wypatrywał potraw, które zaraz po ceremonii miały pojawić się na tym stole. Mary zniknęła na chwilę, aby znaleźć resztę naszych współlokatorek i upomnieć po drodze mnóstwo innych uczniów. Pomachałam dłonią do Hagrida, który siedział już przy stole nauczycielskim, co oznaczało, że wszystko zaraz się zacznie. Mary usiadła obok mnie zdyszana i odgarnęła z twarzy czarne kosmyki. Wyglądała naprawdę na zmęczoną.
            -Zaczęłaś uprawiać lekkoatletykę i nic nam nie powiedziałaś?- zapytała z udawanym oburzeniem.
            -Co? Nie, zwariowałaś?- prychnęła zdenerwowana i spojrzała na dyrektorkę, która usiadła na swoim miejscu.- Później ci opowiem.
            W tym momencie do sali weszła grupka uczniów, która rozglądała się z podziwem na boki. Prowadziła ich wysoka czarownica o lśniących czarnych włosach i surowym wyrazie twarzy. Drgnęłam, gdy uśmiechnęła się w moją stronę, a potem stanęła przy taborecie i chwyciła w dłoń Tiarę Przedziału. Profesor Nefre rozwinęła pergamin i powoli zaczęła wyczytywać nazwiska. Oparłam głowę na dłoniach i nawet nie klaskałam, gdy jakiś pierwszoroczniak ruszył w stronę Krukonów. Wpatrywałam się za to w przestrzeń i zaczęłam przyglądać się nauczycielom. Tylko Hagrid i profesor McGonnagall wydawali się interesować przydziałem. Nie trudno było zauważyć, że profesor Phantom właśnie wymyślał nowy temat wypracowania na następną lekcję zaklęć, a nauczycielka transmutacji uważnie badała strukturę dębowego stołu. I wtedy zauważyłam kogoś nowego. Na miejscu nauczycielki starożytnych runów siedział ktoś bardzo młody, zupełnie obcy. Wysoka blondynka o okrągłej twarzy i granatowych oczach wpatrywała się w swoje paznokcie otwarcie ignorując Hagrida, który najwyraźniej chciał z nią porozmawiać. Było w niej coś dziwnego, a jednocześnie strasznego. Jej oczy w końcu natrafiły na mnie i prawie odebrały mi cały tlen. Przez chwilę miałam wrażenie, że krew w moich żyłach stanęła i już nigdy nie miała ruszyć.  W końcu ponownie wróciła do patrzenia na swoją dłoń.
            -Kto to?- zapytałam wskazując na ziewającą kobietę.
            -Skąd mam wiedzieć?- zapytała czarnowłosa, ale skupiła się na kobiecie.- Chyba zastępuje profesor Witney.
            -Skąd to wywnioskowałaś? Z tego, że zajmuje jej miejsce?- zapytałam z ironią.
            - Przestań wydziwiać i pozwól mi się skupić.
            Prychnęłam zdenerwowana i splotłam ręce na piersi. Nie potrafiłam już jednak skupić się na słowach tiary. Dokładnie przyglądałam się blondynce, która teraz ignorowała profesor Sprout. Nie spojrzała już ponownie w moją stronę, ale wpatrywała się w stół Gryfonów. W końcu profesor McGonnagall podniosła się miejsca i wszyscy zamilkli.
            -Chciałabym powitać wszystkich uczniów, którzy przekroczyli dzisiaj próg naszej znamienitej szkoły.- zaczęła uroczyście i zmierzyła surowym spojrzeniem dwóch rozmawiających Ślizgonów.- Dla niektórych będzie to już ostatni rok w tych murach, więc przypominam o egzaminach końcowych, które zaważą na waszej przyszłości. Pan Filch pragnie też, abym ponownie wspomniała o zakazie wstępu do Zakazanego Lasu. Jak widać większość uczniów nie rozumie skąd wzięła się nazwa, dlatego wam wyjaśnię. Oznacza to, że jeśli ktokolwiek zostanie złapany na spacerze w Zakazanym Lesie wyląduje w moim gabinecie. Pragnę także przedstawić nową nauczycielkę starożytnych runów, która zastąpi chorą panią Witney, pani Sandy Cromwell.- rozległy się donośne brawa, ale kobieta nawet nie podniosła się z miejsca.-  A teraz smacznego!
Noel wydał z siebie radosny okrzyk, gdy przed nim pojawił się półmisek pełen żeberek w sosie miodowym. Odsunęłam się od niego, aby nie opryskał mnie sosem i sięgnęłam po miskę pełną pieczonych ziemniaczków. Przypomniała mi się mina pani Marple, gdy opowiadałam jej o corocznej uczcie. Przypominała mi wtedy dziecko, które odkryło prezenty gwiazdkowe dwa tygodnie przed świętami. Może nawet zachowywałaby się jak Noel.
-Uch, na Merlina, Noel opanuj się- prychnęła Mary i odebrała ode mnie miskę.- Jesz jak świnia.
-Człowieka też można zaliczyć do zwierząt, w końcu wszyscy jesteśmy tworami Boga- powiedział niczym ksiądz w kościele i rzucił Mary żeberko na talerz, przez co pisnęła.- Powinnaś znów jeść mięso, wtedy byłaś weselsza.
-Ale teraz jestem zdrowsza- wycedziła przez zęby i odłożyła żeberko na mój talerz.- Tobie też polecam przejść na tą dietę.
-Nie skorzystam. Nie jestem królikiem.
Przez chwilę miałam wrażenie, że Mary wybuchnie i rzuci w chłopaka trzymanym w lewej ręce nożem. Pochyliłam się nad swoim obiadem, aby w razie, czego osłonić go przed krwią Noela. Ten najwyraźniej nie zwracał uwagi na zmrużone oczy dziewczyny, ani na rozszerzone nozdrza. O dziwo, Mary pochyliła się nad sałatką i wyładowała złe emocje na pomidorze, który rozprysł się na jej talerzu.
-Nie twój interes, jaką stosuje dietę, jasne?- warknęła.
-A czy ja coś powiedziałem? Tylko zasugerowałem.
-Dosyć- warknęłam i spojrzałam na nich z oburzeniem.- Musicie się kłócić już pierwszego dnia? Nie jesteśmy w zamku nawet godzinę, a wy już skaczecie sobie do gardeł.
-Camille ma rację- odezwał się najbardziej znienawidzony przeze mnie głos. Przez moment myślałam, że to ja chwycę za nóż i jednym ruchem pozbędę się Jessici na dobre.- Tak nie powinno być. Co kogo obchodzi, że Mary jest wegetarianką, a Noel brutalnym mięsożercą? No właśnie, nikogo.  Dlatego myślę, że powinniśmy porozmawiać na ważniejsze tematy.
-Zgadzam się z tobą Jess- powiedziała Mary i poklepała blondynkę po dłoni. –Możemy na przykład porozmawiać o profesor Witney, przecież w czerwcu czuła się dobrze.
-Daj spokój- Jessica machnęła ręką i nawinęła pukiel jasnych włosów na palec. –Przecież to nikogo nie interesuje, ja nawet nie chodziłam na ten przedmiot. Mówiłam o plotkach w świecie magii.
Prychnęłam zdenerwowana i sięgnęłam po leżące w oddali kiełbaski. Biedna Mary przez sześć lat mieszkania z Jessicą nadal nie wiedziała, że tą dziewczynę interesowała tylko jedna rzecz. Plotki o wszystkim i o każdym. Nie zdziwiłabym się, gdyby nagle zaczęła opowiadać o zakazanym romansie krzesła ze stołem, o którym wyczytała w jednym ze swoich bzdurnych pisemek.
-Kolejny news z „Czas na plotę”?- zapytałam z ironią mając nadzieję, że to zniechęci pannę Rowels do opowieści.
-Nie głuptasie- zachichotała, a ja poczułam jak krew w moich żyłach zaczyna się gotować.- Z Proroka Codziennego. Nie czytałaś wywiadu z Wybrańcem?
-Czytałam, ale nie wszystko- wzruszyłam ramionami.
-Więc pewnie nie doszłaś do fragmentu, gdzie Harry Potter twierdzi, że Weasley podrywał go w szkole- Jessica uśmiechnęła się szeroko na widok zaskoczonej miny Mary.- Twierdzi, że Weasley chciał wkraść mu się do łóżka na piątym roku.
-Przecież jest zaręczony z Hermioną Granger?- odezwała się Mary.
-To tylko pozory- odezwała się blondynka i ugryzła ogórka.- No wiecie, aby nikt się nie domyślił.
-To głupie oszczerstwa- warknęłam, gdy zauważyłam przerażoną minę Mary.- Przecież w dormitorium nie byli w nocy tylko razem, więc wątpię, aby takie miejsce miało zdarzenie.  Przecież to nielogiczne, dlaczego mówi o tym akurat teraz? Miał mnóstwo czasu, mógł go zaskarżyć.
-Ja tam twierdzę, że w plotce zawsze jest ziarnko prawdy- szepnęła nieśmiało Mary.
-Jedyna prawda w tym wywiadzie, to jawna głupota i nielojalność Pottera- wysyczałam.- Oto jak wychowują Gryfonów w naszej szkole. Jako wielkich panów, którym wszystko wolno, bo są tacy szlachetni i odważni.
-I przystojni- dodała Jessica.
Uniosłam wysoko brwi i odwróciłam się w stronę stołu Gryfonów. Jak zawsze to właśnie tam było najgłośniej. Z trudem dostrzegłam Smitha, który aktualnie śmiał się ze swoimi przyjaciółmi i trzymał Clarisse na kolanach.  Dziewczyna odrzuciła głowę do tyłu i parsknęła perlistym śmiechem. Od czasów wojny, to właśnie ten dom uważano za najlepszy. Dom Wielkiej Trójcy. Każdy uczeń widział w tym domu swoją szansę. Złoty lew na czerwonym tle był przepustką do radosnych lat i popularności w Hogwarcie. Jego odwrotnością był Dom Węża. Każdy kto tam trafił mógł liczyć jedynie na szyderstwa i potępienie przez wszystkich uczniów magicznej szkoły. Na początku Puchoni starali się tego nie okazywać, ale presja ze strony większości uczniów była wielka. I tak oto najbardziej sprawiedliwy odsunęli się jak najdalej od wężów.
-I okrutni- dodał Noel przełykając resztę swojego obiadu.- Ciekawe gdzie zgubili swój honor?
-Jak się dowiesz, to mi powiesz- westchnęłam z rezygnacją. Niechętnie spojrzałam na deser, który pojawił się na stole. W końcu nałożyłam sobie lody truskawkowe.- Ta plotka jest pewnie tematem numer jeden w całym zamku.
-Jessica o to zadba- uśmiechnął się Noel.
Posłałam dziewczynie niechętne spojrzenie, ale ona zdawała się tego nie zauważać. Paplała jak najęta w stronę swoich przyjaciółek, które co chwila robiły zdziwione miny, lub głośno wzdychały. Miałam wrażenie, że nie zmieniły się one od czasów pierwszej klasy. Nadal miały te same gesty i zachowania. Jak wieczne dzieci, które utknęły w czasach beztroski zamykając przede mną drzwi na klucz. Westchnęłam cicho i nałożyłam na łyżeczkę trochę lodów. W jednym momencie wystrzeliłam zimną substancję w stronę Noela.
Zachichotałam głośno, gdy chłopak spojrzał zdziwiony na swoją szatę, gdzie pojawiła się różowa plama. Nie zdążyłam uniknąć pocisku z lodów czekoladowych, który wylądował w moich włosach. Po chwili pomiędzy mną a Noelem rozegrała się mała bitwa, do której dołączył się Mike Galliwell i Carl Owen.  Zamarłam z babeczką w dłoni, gdy usłyszałam za sobą głośne chrząknięcie. Ten surowy wyraz twarzy był znany wszystkich i nikt nie chciał podpaść dyrektorce.
-Cała czwórka do mojego gabinetu- wycedziła obserwując Mike` a, który był umazany w lodach jagodowych.- Natychmiast.
Rzuciłam chłopakom przestraszone spojrzenie i wstałam od stołu. Wyszłam z Wielkiej Sali i zaczęłam się wspinać po schodach.Zerknęłam na idącego za mną Carla. Był on mniej więcej w moim wzroście, a jego włosy miały odcień ciemnego blond. Duże oczy w kolorze bezchmurnego nieba zawsze były pełne optymizmu i radości. Mike, który szedł za nim był zupełnie inny. Był potężniejszy a na głowie miał burzę, brązowych loków. Orzechowe tęczówki zawsze były rozmarzone i czasami miałam wrażenie, że Mike woli przebywać w swoim świecie, niż w rzeczywistości. Parsknęłam donośnym śmiechem i zgarnęłam z policzka Noela trochę lodów waniliowych. Oblizałam palec i pokazałam przyjacielowi język.
-To ty zaczęłaś- mruknął obrażony.
-Nudziła mnie paplanina Jessici- wzruszyłam ramionami i uwiesiłam się na ramieniu Carla, który objął mnie w pasie.- Nie mów, że jej słuchałeś?
-Nie, ale miałem ochotę na babeczki, a teraz wszystkie zje Harold- westchnął przygnębiony Noel.- Może Mary o mnie pomyśli i zabierze trochę dla mnie.
-W bajki wierzysz?- parsknął śmiechem Carl i próbował wyciągnąć ze swoich jasnych włosów kawałki owoców.- Pani prefekt miałaby coś zabrać? Z Wielkiej Sali?- udał oburzenie.
-Nie dokuczajcie jej- prychnęłam i uderzyłam Mike` a otwartą dłonią w tył głowy. –Taka już jest. Każdy ma swoje wady.
-Tak, na przykład Mike nosi koszule w kwiatki i nie rozumie, że wygląda w nich jak skończony idiota- zachichotał Carl i osłonił się mną, gdy Tronton chciał rzucić w niego resztą lodów.
-One są stylowe- wycedził.- Zresztą mam jedną na sobie.
Odpiął szatę i z trudem powstrzymałam się od śmiechu. Pod szatą szkolną Mike włożył zwiewną koszulę w żaruwiastym odcieniu pomarańczy w różowe kwiaty. Uniosłam wysoko brwi i pokiwałam głowę.
-Śliczna- powiedziałam zaciskając mocno wargi.
-Widzę, kiedy kłamiesz, Camille- mruknął Mike.- Ale dziękuję, nawet za tę marną próbę.
Uśmiechnęłam się szeroko i stanęłam przed złotym gargulcem, który nagle drgnął ukazując spiralne schody do gabinetu. Doskonale wiedziałam, że dyrektorka już tam jest. Ruszyłam, jako pierwsza i próbowałam doprowadzić się do porządku. Niestety plamy na czarnym materiale tylko się rozmazywały i moje nieudolne próby spełzły na niczym. Stanęłam przed drewnianymi drzwiami i drżącą ręką zapukałam do gabinetu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mogę ponieść przykre konsekwencję swojego czynu. Najbardziej prawdopodobną karą był szlaban. Nacisnęłam zimną klamkę i weszłam do owalnego pomieszczenia wypełnionego książkami, a także obrazami dawnych dyrektorów. Zobaczyłam, że Minerwa McGonnagall wyczarowała już krzesła dla naszej czwórki i posłusznie usiadłam na jednym z nich. Przez chwile miałam wrażenie, że przyszłam odebrać wyrok śmierci. Noel usiadł obok mnie i rozgladał się z zainteresowaniem.
-Nic się tu nie zmieniło- westchnął.- Może trzeba by wynająć jakiegoś dekoratora wnętrz, czy coś?
-Zapewniam pana, Panie Olsen, że jest to zupełnie niepotrzebne- oświadczyła chłodno profesor McGonnagall i spojrzała na chłopaka znad swoich okularów.- Ma nadzieję, że wiecie, dlaczego tutaj trafiliście?
Pokiwałam ponuro i spuściłam głowę. Nie chciałam patrzeć w te chłodne tęczówki. Skupiłam się na portrecie poprzedniego dyrektora, który najwyraźniej nieźle się bawił w swoich ramach. Chichotał i kręcił głową. Wygięłam nieśmiało kąciki ust, a on odwzajemnił gest.
-Nie tolerujemy takiego zachowania w szkole i muszę przyznać, że rzadko zdarza się, aby uczniowie lądowali tutaj już w pierwszym dniu. To co zrobiliście jest niedopuszczalne i dziecinne. Wezmę jednak pod uwagę fakt, że jest to pierwsze wykroczenie w tym roku i zapewne spowodowane zbyt dużą ilością cukru we krwi, dlatego tym razem was nie ukaram. Tym razem.- zaznaczyła wyraźnie i poprawiła okulary.
-Dziękujemy pani profesor- powiedziałam szybko, nim Noel zdążył cokolwiek powiedzieć.- To się już więcej nie powtórzy.
Kobieta skinęła jedynie głową i pozwoliła nam wyjść. Wypadłam z gabinetu oddychając głęboko i uśmiechając się jak szaleniec. Przybiłam piątkę z Carlem, który rozluźnił krawat.
-No panowie- zaczął Noel i drgnął, gdy zauważył moje oburzone spojrzenie- i nasza lady, pierwszą wizytę mamy już za sobą. Teraz będzie z górki.- zapewnił.
Parsknęłam śmiechem i zaczęłam zbiegać po złotych stopniach przeskakując je po dwa. Wiedziałam, że uczta już dawno się skończyła i możemy od razu udać się do pokoju, gdzie będę mogła zasnąć.  Zeszłam do małego korytarzyku przy sali wejściowej i stanęłam przed drzwiami, które pilnowały wejścia do żółtego schronienia każdego Puchona. Nacisnęłam na klamkę, ale one nawet nie drgnęły.
-Hasło?- wykrzyknęła piskliwie kołatka w kształcie borsuka.
Spojrzałam z zaskoczeniem na przyjaciół, ale mieli podobne miny do mojej. Wychodząc z gabinetu McGonnagall zapomnieliśmy się spytać o hasło do pokoju.
-Byliśmy u nauczyciela i nie znamy hasła. Wpuścisz nas?- zapytałam siląc się na spokój.
-Nie. Proszę o hasło!
-No spójrz na nas, chyba nas kojarzysz- poprosił Noel.
-A widzisz, żebym miała oczy?! Ty niewychowany młody człowieku, jak ci nie wypominam braków!
-Musiałeś to powiedzieć?- jęknęłam.- Wiesz, że zawsze piekli się z tego powodu.
-Zapomniałem- wzruszył ramionami i chwycił za klamkę, ale po chwili odskoczył od niej z sykiem. –Parzy!
-Zbliż się jeszcze raz, to stracisz wszystkie paluchy! Zobaczymy, kto się wtedy będzie śmiał- zarechotała kołatka uderzając lekko o drewno.
-Najwyraźniej trzeba wypróbować sposób z drugiej klasy- westchnął Carl.
Jęknęłam w duchu i razem z trójką przyjaciół stanęłam przy drzwiach. W jednej chwili zaczęliśmy uderzać w drzwi pięściami i wołać o pomoc najgłośniej, jak umieliśmy. Miałam nadzieję, że ktoś z wewnątrz zlituje się nad nami i wpuści nas do środka. Kołatka starała się nas przekrzyczeć wyrzucając wszystkie znane jej przekleństwa, które usłyszała od uczniów tej szkoły.
-Wpuście nas. Proszę!
-Wy zakały! To boli! Tylko nie tam, mam tam siniaki od waszych kopniaków!
W końcu drzwi drgnęły, a w środku stała Jessica Rowels. Przeklęłam ten dzień, nigdy nie chciałam mieć długu u tej czarownicy. Uśmiechnęła się uroczo i spojrzała na naszą czwórkę.
-Ile straciliśmy punktów.
-Nic wiedźmo- warknęłam, nim którykolwiek z męskich półgłówków, którzy właśnie robili do niej maślane oczy, zdołał się odezwać.- Dostaliśmy wyłącznie upomnienie.
-Po co ta złość, Camille? Byłam po prostu ciekawa.
Prychnęłam ze złością i opadłam na podłogę, która była pokryta czarną wykładziną. Plecami opierałam się o fotel, na którym siedziała Mary i czytała dzisiejszego proroka. Odebrałam jej stronę ze sportem i ukryłam się za gazetą. Doskonale wiedziałam, że jeszcze chwila i wydrapię blondynce oczy.
-Mogliście dostać szlaban na, co najmniej dwa tygodnie, to dużo- westchnęła.
-Nie udawaj, że umiesz do tylu liczyć- mruknęłam i natychmiast dostałam od Mary z gazety. Poczułam się, jak pies, który właśnie otrzymał karę za obsikanie fotela.- Ej!
-Zasłużyłaś- warknęła Mary i odłożyła gazetę na okrągły stoliczek. –Idę spać. Dobranoc.
-Mary, masz dla mnie, choć jedną babeczkę?- zawołał za nią Noel.
-Z żurawiną.
-Szkoda, nie lubię takich- westchnął.
-To dobrze, bo już ją zjadłam- dziewczyna wzruszyła ramionami.


Dwa dni opóźnienia, ale mam nadzieję, że długość rozdziału wam to zrekompensuje. Mi też przyda się krótki odpoczynek. Jutro wyjeżdżam do Anglii i wątpię, abym miała dojście do komputera, czy nawet do Worda. Dlatego rozdział pojawi się dopiero pierwszego września. Znów Potter, ten zły Potter. Widzę, że nie przepadacie za jego nowym wcieleniem, ale on u mnie jest i będzie złym charakterem. Na razie będzie go mało, ale potem pan zły Potter na amen zagości w rozdziałach. Mamy Hogwart, mamy Pottera, co ja jeszcze chciałam?
Jak sobie przypomnę to jeszcze napiszę!

Pozdrawiam, Artemis!!

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdzial.

    OdpowiedzUsuń
  2. He he jak zawsze wspaniały.
    Wiesz jak pokazać klasę kochana Camille, jest genialna, a pomysł z wizytą u McGonagall bezcenny. Najbardziej oczywiście wkurzył mnie Potter. nie spodziewałam się, reakcji Ginny, ale w końcu to jej mąż. Logiczne jest, że poszła za nim. Mogła jednak trochę zachować się rozsądniej. Ostatecznie to nic nie kosztuje prawda? No ale zobaczymy jak to wszystko się potoczy. Mam nadzieję, że Harry jednak zmądrzeje. Już drugi raz widzę Wybrańca przedstawionego w tak okropny sposób. To wręcz jest zaskakujące dla mnie. I trochę szkoda mi Ślizgonów. Naprawdę ciężką muszą mieć sytuacje i płacić za poparcie Czarnego Pana. Camille miała szczęście do jakiego domu trafiła. Pozostaje mi czekać tylko na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że znów nas czymś zaskoczysz. Jak zwykle jesteś wspaniała.

    pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Najbardziej spodobał mi się pomysł z wizytą u McGonagall. Naprawdę, zabłysnęłaś tym i dlatego postanowiłam zmusić się do napisania komentarza. (Jestem chora i nic mi się nie chce, dlatego tak sobie czytam, ale tylko co poniektóre posty komentuje. Ach, te lenistwo)
    Podoba mi się Harry u Ciebie. Naprawdę to miła odmiana po Złotym Chłopcu, który jest u wszystkich. Na pewno będę czytać dalej to opowiadanie, bo bardzo przypadło mi do gustu.
    Mam nadzieję, że dobrze bawisz się w Anglii, a ja tymczasem czekam na kolejny rozdział :)
    Całuski,
    A.
    http://jeszcze-o-nas.blogspot.com/
    http://znalazles-mnie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie Hogwart;) Długo się naczekałam, ale warto było. Fajny opis uczty - aż sama zrobiłam się głodna. Zachowanie Noela pozostawia wiele do życzenia pod względem kultury osobistej, ale było bardzo zabawne. Mary z tą swoją obsesją na punkcie zdrowego odżywiania przypomina mi moją starszą siostrę. Też to gadanie, że trzeba dbać, co się je. Swoją drogą cieszę się, że wreszcie poznaliśmy Mary, która później będzie bodźcem do działania dla Camille.
    Nie lubię Jessici. Wydaje się okropnie płytka i powierzchowna. Nie rozumie, że nie każdy może mieć ochotę na tę wątpliwą przyjemność, jaką jest rozmowa z nią. Poza tym okej, raz na ile można poplotkować, ale czynić z tego sens swojego życia?
    Plotka rozpowszechniona przez Harry'ego, jakoby Ron czuł coś do niego, wydaje mi się nieco niesmaczna. Kurczę, tyle lat przyjaźni, a teraz mu się wydaje, że Ron się w nim kochał? Nie podoba mi się to.
    Lubię za to Hermionę w Twoim wykonaniu. Jest naturalna i łatwa do polubienia. Ma dobre serce i broni narzeczonego.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. No Pottera to zdemonizowałaś ostro, ale i tak jest cudownie :) Jestem nawet ciekawa jak się z nim sprawy rozwiną. Panna Granger mi zainponowała i to bardzo, a przeważnie za nią nie przepadam xD
    Z Camille potrafi wyjść nizły diabełek ;D Ale przynajmniej jest wesoło ^^ Podobają mi sie relacje Cam z Noelem, Mike'iem i Carlem są bardzo naturalne i swobodne :) No i oczywiście zaintrygowałaś mnie pojawieniem się tytułowej Sandy Cromwell, wydaje mi się bardzo oziębła i zarozumiała. Mi jest dalej mało i już czekam niecierpliwie na kolejny wspaniały rozdział :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Bo tym jak bardzo oburzona byłam wywiadem w poprzednim rozdziale, tym jestem zachwycona.
    Fakt, z Pottera zrobiłaś strasznego palanta, ale chociaż Hermiona, Ron, a nawet Artur pozostali możliwie kanoniczni :)
    Podobał mi się początek, szkoda mi było Ginny, ale jak ją znam, pewnie pan Potter będzie miał w domu niezłą awanturkę ;D
    Czuję, ze jeszcze się uśmieje z Jessici (szczerze mówiąc już teraz "na jej widok" na mojej twarzy pojawiał się usmiech ;)
    I jestem strasznie ciekawa Smitha :D
    Ach, tylko tak jeszcze, jeśli mogę sobie pozwolić na małą krytykę - dom węża nigdy nie był lubiany i nigdy ślizgoni się tym jakoś nie przejmowali, wręcz przeciwnie. "Zgnębiony Slytherin" brzmi dla mnie trochę jak "Głupia McGonnagal" albo "leniwa Hermiona". Dość abstrakcyjnie.

    pozdrawiam,
    Aprilias :)

    OdpowiedzUsuń

Numerologia

OBSERWATORIUM