Harry Potter - Golden Snitch 2

Prorok Codzienny


Szablon: AnaRosa

19.10

Znów poległam i to nie tylko tu, ale i w szkole. Chyba muszę zwolnić tempo i skupić się bardziej na nauce. Od dzisiaj rozdziały będą dodawane raz na miesiąc.


niedziela, 1 września 2013

Rozdział 7 "Pierwsze ostrzeżenie"

Bo radość to słoneczny kolor życia.
Samuel Taylor Coleridge
2 września 2000 rok
Hogwart

Usiadłam przy stole obok Mary i chwyciłam pierwszego tosta. Wiedziałam, że panna Barry nadal jest na mnie wściekła z powodu wczorajszego wybryku na uroczystej uczcie i pewnie nie odezwie się do mnie do końca dzisiejszego dnia. Mary już taka była, gdyby mogła, to powiesiłaby sobie regulamin szkolny nad łóżkiem. Nikt tego nie rozumiał, nawet ja.
-Dzień dobry - przywitałam się z nią, ale nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w list, który przyszedł do niej zapewne razem z poranną pocztą. –Nic nie powiesz?
-Twoja gazeta już jest.
Uniosłam wysoko brwi, gdy usłyszałam jej chłodny ton głosu, ale wolałam zająć się śniadaniem, niż wgłębianiem się w psychikę panny Barry. Przecież nikt nie wiedział, co tak naprawdę czai się pod tą czarną czupryną. Chwyciłam proroka, który leżał przy moim talerzu i zamaszystym ruchem go rozwinęłam. Pierwsza strona była zapełniona nowymi reformami, które zaprowadził Harry Potter, a także o jego prawdopodobnej kłótni z teściem. Przewróciłam stronę ze złością, by w końcu zatrzasnąć gazetę. Nie było w niej nic ciekawego, a nie zamierzałam czytać kolejnych głupot na temat samego Wybrańca, jak i jego przyjaciół. Sięgnęłam po słoiczek z truskawkowym dżemem i posmarowałam chleb grubą warstwą.
-Dzień dobry, moje panie- zawołał Noel, który usiadł naprzeciwko nas i zatarł ręce, niczym mały diabełek.- Jak dzionek.
-Co masz taki dobry humor?- zapytałam zdziwiona.
-A czemu nie? Co z tego, że jest wtorek i pewnie za chwilę się dowiem, że mamy zaklęcia, transmutację i eliksiry jednego dnia? Trzeba korzystać.
-Co ćpałeś?- zapytałam przerywając jego wywód. Mary w jednej chwili zakrztusiła się swoją herbatą i spojrzała na mnie zdziwiona.- No, co? To normalne pytanie.
-Nie moja droga przyjaciółko, nic nie ćpałem- odparł Noel i szybkim ruchem ukradł mi mojego tosta i oblizał go, aby nie mogła go odzyskać.- To będzie mój najlepszy rok.
-Poproszę to na piśmie- mruknęłam wściekła, gdy sięgnęłam po kolejny chleb, który był już zimny.
Mary uniosła wysoko brwi i schowała kopertę do swojej torby, gdy przy naszym stole pojawiła się profesor Sprout, która roznosiła już plany lekcji. Chwyciłam swój i uśmiechnęłam się delikatnie. Dwie lekcje eliksirów, a także obrona i dwie transmutacje nie były najgorszym układem. Szczególnie, że transmutacje mieliśmy z Krukonami. Gorzej było z poprzednimi przedmiotami, które miałam spędzić w towarzystwie dumnych Gryfonów. Upiłam łyk herbaty i zabrałam z półmiska ostatnią kiełbaskę, nim zrobił to Noel.
-Kiepski masz refleks- zachichotałam.
~*~

Sala od eliksirów mieściła się w wilgotnych i ciemnych lochach, gdzie wszyscy schodzili z lekkim obrzydzeniem na twarzy. Pamiętam, jak w pierwszej klasie wierzyłam w historyjki Carla, który opowiadał mi, że mieszkają tu inferiusy.  Trzymałam się drewnianej poręczy, ab nie spaść z małych i śliskich stopni. W końcu dotarłam do ogromnych drzwi, które wprowadzały mnie do sali wypełnionej ławkami, kociołkami i różnymi składnikami.  Usiadłam w trzeciej ławce i zaczęłam wyciągać podręcznik. Mary usiadła tuż obok mnie i od razu zaczęła przeglądać podręcznik. Miałam wrażenie, że czegoś szuka, a w jej oczach mogłam dostrzec panikę. Dotknęłam lekko jej dłoni, a ona podskoczyła niczym oparzona.
-Mary, wszystko w porządku?
-Tak- szepnęła i zamknęła podręcznik. – W jak najlepszym.
Do klasy zaczęli wchodzić kolejni uczniowie i powoli zaczął powstawać chaos. Niektórzy zaczęli się kłócić o miejsca, a jeszcze inni śmiali się głośno. Usłyszała pisk jakiś dziewczyn i spojrzałam w stronę Noela, który stał właśnie naprzeciwko Charliego Gavona. Owy Gryfon był od chłopaka wyższy o ponad głowę, ale i silniejszy. Pałkarz drużyny lwów uśmiechnął się szyderczo i zrzucił rzeczy szatyna na ziemię.
-To moje miejsce- warknął basowym głosem.
-Nie widziałem twojego podpisu- warknął Olsen i zrobił krok w stronę Gryfona.
Szybko wyminęłam Mary, która patrzyła tępo w ławkę i złapałam Noela za ramię. Czułam, jak pod cienką koszulą napina wszystkie mięśnie i wiedziałam, że lada moment sięgnie po różdżkę, co spowodowałoby nie tylko szlaban, ale także wydalenie ze szkoły.
-Noel daj spokój- poprosiłam.- Usiądziesz przede mną.
-Co jest blondie? Boisz się, że kolega wyląduje w Mungu?
Z całej siły powstrzymywałam Noela, a jednocześnie chciałam sama dorwać Charliego i rozerwać na strzępy. Czułam na sobie spojrzenia innych uczniów, którzy ustawili się wokół nas, aby obserwować, kto wyjdzie zwycięsko z tej potyczki. Odepchnęłam przyjaciela, który po chwili znów wrócił na swoje miejsce.
-Noel, proszę idź- warknęłam.
Brunet odwrócił się napięcie, a ja pozbierałam jego rzeczy. Usłyszałem rechot Charliego i odwróciłam się w jego stronę. Przez chwilę mierzyliśmy się wyzywającymi spojrzeniami. Czekałam, aż pałkarz odpuści, ale poczułam, jak ktoś chwyta mnie za ramie. Na początku pomyślałam, że to mogła być Mary, ale nie ciągnęłaby mnie z taką siłą. Spojrzałam na obojętną twarz Carla, który pomógł mi przecisnąć się przez tłum. Podałam Noelowi rzeczy i spojrzałam na niego przepraszająco.
-Nie mogłam pozwolić, aby doszło do bójki- mruknęłam- Zmiażdżyłby cię.
-Ciebie nie zmiażdżył- mruknął i poklepał mnie po plecach.
-To była druga klasa i wykorzystałam element zaskoczenia- zachichotałam.
Pamiętałam ten moment doskonale. Spędzałam wtedy pewien słoneczny dzień na błoniach z Noelem i Mary, gdy podszedł do nas Charlie ze swoją świtą. Na początku byłam cierpliwa dopóki nie poruszył tematu sierocińca. Nawet nie wiedziałam, kiedy rzuciłam się na chłopaka z pięściami. Nie wyleciałam ze szkoły tylko, dlatego że dyrektor stwierdził, że poniosły mnie emocje. Poklepałam przyjaciela po plecach i wróciłam do swojej ławki. Mary nadal siedziała nieruchomo i nie wiem, czy zdawała sobie sprawę z tego, co przed chwilą zaszło. Jako prefekt powinna natychmiast zareagować i odjąć Charliemu z pięćdziesiąt punktów, a potem dać dwutygodniowy szlaban z Filchem. Gdyby miał problem z wybraniem łazienek do sprzątania, chętnie dałabym mu listę ze swoimi propozycjami. Profesor Nefre spojrzała po klasie bez słowa i wygięła usta w nikłym uśmiechu. Opiekunka Slytherinu cieszyła się szacunkiem wszystkich uczniów w szkole, ponieważ łączyła dwie ważne cechy sprawiedliwość, a także stanowczość. Oraz to, że nie bała się odejmować Gryffindorowi punktów, ale to podobało się tylko nielicznym.
-Dzień dobry. Pewnie pamiętacie, że w tym roku zdajecie najważniejszy egzamin w waszym życiu i jeśli myśleliście, że SUMY to był koszmar, to się mylicie- zaczęła i spojrzała po klasie.- Czeka nas mnóstwo pracy i nie zamierzam wysłuchiwać żadnych wymówek, na temat braku prac domowych. Rozumiemy się panno Dawson?
Brązowowłosa Gryfonka spłonęła rumieńcem, na co zachichotało kilku Puchonów w tym ja. Nie znałam Veronici Dawson zbyt dobrze, ale wymówki na temat znikającego pergaminu, czy ataku sów, były śmieszne. Zastanawiałam się, jakim cudem owa Gryfonka trafiła do tej klasy, skoro nie paliła się do nauki.
-Dzisiaj zajmiemy się eliksirem na odporność. Powinniście go już znać, ale w razie, czego instrukcje macie na tablicy- machnęła różdżką i po chwili ciemna powierzchnia tablicy pokryła się białymi słowami napisanymi pięknym i wyraźnym charakterem pisma.- Macie dwie godziny.

~*~

Obrona przed czarną magią, jeden z najbardziej interesujących przedmiotów, na które uczęszczali uczniowie tej szkoły. Pamiętam, jak bardzo cieszyłam się z pierwszej lekcji tego przedmiotu. Nauczał nas wtedy Moody, który pod koniec roku okazał się zupełnie kimś innym. Wrogiem. Mimo to wiele się nauczyłam i czasami siedziałam przy książce z tego przedmiotu i czytałam ją dla przyjemności. Siedziałam przy drzwiach od klasy razem z Mary, która nie chciała iść dzisiaj na obiad. Nie rozumiałam jej zachowania. Zmieniła się, niczym za jakimś zaklęciem. Zazwyczaj chodziła z dumnie uniesioną głową i mierzyła wszystkich chłodnym spojrzeniem niebieskich tęczówek. Zamiast tego widziałam pochyloną czarnowłosą dziewczynkę, która nie wie, co ze sobą zrobić. Mocniej ścisnęłam brzuch, aby burczenie nie doszło do uszu przyjaciółki i spróbowałam się uśmiechnąć.
-Mary, na pewno wszystko w porządku?- zapytałam nieśmiało.
-Tak, a dlaczego pytasz?- mruknęła kartkując podręcznik z eliksirów.
-Może dlatego, że zachowujesz się dziwacznie.
-Co rozumiesz, przez dziwacznie?- zapytała po chwili milczenia panna Barry, nie odrywając wzroku od książki.
-Na Merlina, Mary- warknęłam i wyrwałam jej podręcznik. Spojrzała na mnie zaskoczona i zaczęła obgryzać kciuk. Zawsze to robiła, gdy się denerwowała.- Zachowujesz się inaczej. Nie odzywasz się, nie uważasz na lekcjach, a na dodatek, gdy Noel omal nie został pobity, nawet nie zareagowałaś!
-Kiepsko spałam- warknęła i odebrała mi podręcznik.- Mogę wrócić do czytania, zawaliłam dzisiejszy eliksir.
-Nic dziwnego skoro nie śpisz w nocy i zamiast jadu żaby tropikalnej dodajesz liście mięty- prychnęłam i splotłam ręce na piersi.
-Roztargnienie.
-Nie musisz mi tego tłumaczyć- westchnęłam.- Zauważyłam sama.
Gwar rozmów oznaczał, że obiad się skończył. Uczniowie powoli zaczęli się zbierać na trzecim piętrze, gdzie mieściła się klasa profesor Parkinson. Była Ślizgonka zgodziła się przyjąć posadę nauczycielki, gdy jej ukochany ożenił się z Astorią Greengrass. Cios dla czarnowłosej czarownicy był zbyt wielki, dlatego postanowiła poświęcić się szkoleniu młodzieży. Uśmiechnęłam się w stronę Noela, który usiadł obok mnie i parsknął śmiechem, gdy usłyszał odgłosy, jakie wydawał mój brzuch.
-Czemu nie było cię na obiedzie?
-Próbowałam dogadać się z Panią-Nic-Mi-Nie-Jest- prychnęłam zauważając, że Mary nawet mnie nie słucha. –Najedzony?
-Bardzo. Ta karkówka w sosie śmietankowo ziołowym, oraz te surówki- rozmarzył się.
-Nienawidzę cię- powiedziałam z wyrzutem.
-Zapraszam do klasy- mruknęła profesor Parkinson, która otworzyła zamaszyście drzwi, z których oberwał Mike. Podeszłam do przyjaciela, który patrzył na czarownicę z nienawiścią.
Usiadłam w ławce przy oknie, skąd miałam doskonały widok na błonia. Rozległe zielone tereny, które otaczały magiczny zamek zawsze koiły zmęczony wzrok. To właśnie tam spędzałam większość czasu z przyjaciółmi. Oparłam głowę na dłoniach i wpatrywałam się w zdenerwowaną profesor Parkinson, która wrzeszczała właśnie na Gavona, bo przez przypadek musnął jej pośladki. Wiedziałam, że minie trochę czasu, nim nauczycielka wyżyje się na Gryfonie za ten uczynek, ale także za całe swoje nieudane życie. W końcu czarnowłosa czarownica o twarzy mopsa usiadła za biurkiem i zmierzyła klasę posępnym spojrzeniem. Wszyscy wiedzieli, że gdyby Parkinson mogła, natychmiast zniknęłaby z tej szkoły uszczęśliwiając nie tylko uczniów, ale i innych nauczycieli.
-Nie będę owijać w bawełnę, te lekcje będą waszym najgorszym koszmarem- warknęła, gdy skończyła sprawdzać obecność.- Będę wymagała od was całkowitej dyscypliny, samodzielności, a także pracowitości. Uwierzcie mi na słowo, że każdy, nawet najmniejszy wybryk będzie ukarany solidnym szlabanem. A teraz otwórzcie książki na stronie czternastej i zacznijcie czytać o uroku powodującym krwotoki.
Spojrzałam zdziwiona na siedzącego za mną Noela, który z przerażeniem otworzył książkę. Dobrze wiedziałam, że na samo słowo „krew” robiło się mu niedobrze. Poszłam w jego ślady i z obrzydzeniem patrzyłam na obrazki, gdzie osoba najpierw wyginała się w nieludzkiej pozycji, a potem z jej klatki piersiowej tryskała szkarłatna ciecz. Słyszałam za sobą ciężki i głęboki oddech Olsena, który za wszelką cenę nie chciał zwymiotować. Stukałam paznokciami w blat co wydawało przyjemny dla moich uszu odgłos. Wiedziałam, że Parkinson nawet nie patrzy, kto czyta zadany rozdział. Zaglądała spokojnie w swoje papiery i zapewne za jakieś dziesięć minut chciała rozpocząć pytanie licząc na wstawienie kilku Trolli, oraz Okropnych. Zadrżałam na wspomnienie ostatniego pytania, gdy czarne oczy nauczycielki wbijały się w moje ciało, a ja nie mogłam wydusić z siebie słowa. Mocniej pochyliłam się nad książką, ale żadne słowo nie docierało do mojego mózgu. Organ rejestrował jedynie chichot Charliego Gavona i Johna Smitha, którzy siedzieli po drugiej stronie klasy. Zatkałam dłońmi uszy, aby móc się skupić mocniej.
-Dobrze, w takim razie- zaczęła Parkinson.- NA MERLINA!
Szum powietrza poruszył moje jasne włosy, a huk metalu, który wbija się w kamień ranił moje uszy. Uniosłam powoli oczy i zobaczyłam włócznię, która jakimś cudem przeleciała przez całą długość Sali i wbiła się w kamienną ścianę, omijając mnie o kilka cali. W tym momencie dziękowałam Mary, że nie jadłam obiadu, bo byłam pewna, że cały posiłek wylądowałby na podłodze klasy profesor Parkinson. W pewnym momencie śmiertelna broń zamieniła się w białe pióro, które swobodnie opadło na moją książkę. Uniosłam przedmiot drżącą ręką i spojrzałam na nauczycielkę, która musiała być prawie ta samo przerażona, jak ja. Wszystko zmieniło się w ciągu sekundy. Zazwyczaj blada twarz nauczycielki pokryła się czerwonymi plamami, a nozdrza zaczęły się rozszerzać, bez słowa ruszyła w stronę Gavona i Smitha. Smith wyglądał na obojętnego, jakby cała sytuacja nie miała miejsca, natomiast Charlie posyłał w moją stronę szyderczy uśmiech.
-Czyście kompletnie powariowali?!- wrzasnęła nauczycielka tak głośno, że siedzące ławkę przed Gryfonami, Puchonki musiały zatkać uszy, aby ratować bębenki uszne. –Mogliście ją zranić, albo co gorsza zabić! Jesteście największymi kretynami, jacy przekroczyli mury tego zamku! Nie wiem, jakim cudem zdaliście egzaminy w pierwszej klasie, bo jak dla mnie powinniście być jeszcze z rodzicami, którzy nauczyliby was, co to odpowiedzialność i dyscyplina! Macie dziesięć minut, aby stawić się u dyrektor McGonnagall, albo zmienię was w świnie i tam pobiegniecie, jasne?!
Charlie wstał spokojnie i zmierzył nauczycielkę zadowalającym spojrzeniem. Wyszedł z klasy zaraz za Smithem, który uderzył przyjaciela w głowę, najwyraźniej zły za ten numer. Profesor Parkinson jeszcze długo stała przy ich ławce i ciężko dyszała nim doszła do siebie i była w stanie udać się do dyrektorki.
-Lorenge, nic ci nie jest?- zapytała zatrzymując się przy drzwiach. Pokręciłam przecząco głową, a ona spojrzała na resztę klasy.- Koniec lekcji, rozejść się.
Wstałam na drżących nogach i wrzuciłam książki do torby. W mgnieniu oka znalazł się przy mnie Noel, który nie wierząc mi na słowo obejrzał mnie całą. Potem Mary złapała mnie za rękę i mówiła, że nawet nie zdążyła zareagować, kiedy poczuła pęd powietrza i po raz pierwszy pochwaliła profesor Parkinson za jej impulsywność i brak pohamowania przy uczniach.
-Już dawno ktoś powinien im powiedzieć, jak się zachowują- westchnęła, gdy opuściliśmy już salę.- Szkoda, że zrobiła to akurat Parkinson, bo raczej nie potraktują tego poważnie. Ale fajnie się patrzyło, gdy nauczyciel w końcu na nich nawrzeszczał. To taka miła odmiana.
-Camille- poczułam uderzenie w ramię i odwróciłam się w stronę zdyszanego Carla. Chłopak uniósł rękę prosząc, abym dała złapać mu oddech.- Szybko wyszłaś z Sali. Nic ci nie jest?
-Nie, na całe szczęście Charlie nie ma cela.
-Albo chciał cię nastraszyć przed następnym meczem quidditcha- mruknął chłopak i spojrzał wyzywająco na grupkę Gryfonów, którzy szeptali coś między sobą. Szturchnęłam go w ramię i ponownie skupił swój wzrok na mnie.
-Wątpię, aby Gavon wpadł na tak dobry pomysł. Według mnie szukał jedynie rozrywki.
-Możemy przestać o tym mówić?- poprosiła Mary i złapała mnie za rękę.- Nie ważne, dlaczego to zrobił. Najważniejsze, że Camille jest cała i zdrowa.
Uśmiechnęłam się w stronę przyjaciółki, która odwzajemniła gest. Przez chwile miałam wrażenie, że jej otępienie minęło bez powrotnie. Że adrenalina wymyła z jej żył anemię, która towarzyszyła jej od powrotu do zamku, ale to były tylko marzenia. Bo pierwsze objawy powróciły już na lekcji transmutacji, gdzie czarnowłosa siedziała z Noelem. Zobaczyłam jak jej plecy delikatnie zaczynają opadać, a wzrok, co chwila pada na zamkniętą torbę. Nie sądziłam, że taki dzień kiedykolwiek nastąpi, gdy profesor Mallory Higgins zwróciła uwagę swojej najlepszej uczennicy. Wręcz widziałam rumienieć na twarzy Mary, która pokiwała głową i bąknęła ciche przeprosiny. Wróciłam do przepisywania na pergamin kilku instrukcji z podręcznika, gdy rozległ się huk. Odwróciłam się, jak na zawołanie i spojrzałam na drzwi, które nagle były otwarte. Starałam się wypatrzyć przyczynę hałasu , ale bezskutecznie.
-Zostańcie na miejscach- zarządziła profesor Higgins i wyszła z klasy.
Wymieniłam z Carlem zdziwione spojrzenia i wyprężyłam się, aby zauważyć coś nad głowami innych uczniów. Niestety nie tylko ja byłam ciekawa, co się dzieje na głównym korytarzy, dlatego jedyne co zdołałam dostrzec to brązowe włosy jednej z Krukonek. Później słychać już było tylko krzyki.
-Po moim trupie, jak on śmie!
Kobieta wparowała do sali, niczym burza nie zwracając uwagi na przerażonych uczniów. W jednej chwili ściągnęła z biurka dziennik i różdżkę, aby po chwili opuścić salę nie mówiąc uczniom, czy mogą w niej zostać, czy wynieść się nim czarownica wróci. Siedziałam jakbym otrzymała potężną dawkę prądu i spojrzałam zdezorientowana na Carla, który nie przejmując się zaistniałą sytuacją dalej czytał książkę. Zrobiłam to, co mój przyjaciel i pochyliłam się nad podręcznikiem robiąc dokładne notatki. Skoro profesor Higgins lada moment mogła wrócić i to w jeszcze gorszym nastroju, to lepiej nie ryzykować swojej głowy. Po około dwudziestu minutach od wyjścia nauczycielki w drzwiach klasy pojawiła się dyrektorka, która zmierzyła uczniów uważnym spojrzeniem.
-Wszystkie dzisiejsze lekcje zostają odwołane- powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu.- Wszyscy uczniowie mają się udać do swoich dormitoriów.

~*~

Pansy Parkinson z niechęcią spojrzała na dyrektorkę, która staneła w drzwiach jej klasy i uważnie się wszystkiemu przyglądała. Pansy pamiętała Minerwę McGonnagall jeszcze z czasów szkolnych i była pewna, że czarownica nie zmieniła się nawet w najmniejszym calu. Była Ślizgonka przestała zwracać uwagę na drżącego ucznia, który stał przy jej biurku i czekał na kolejne pytanie. Kobieta wolała obserwować każdy krok drugiej kobiety, która powoli szła w jej stronę.
-Pansy, byłabym wdzięczna, gdybyś zjawiła się w moim gabinecie- mruknęła i odwróciła się do uczniów.- Lekcje są odwołane, wszyscy mają udać się do swoich dormitoriów.
Parkinson uniosła wysoko brwi i kiwnęła w stronę zielonego już czwartoklasisty. Chłopak z wyraźną ulgą uciekł z sali, jako pierwszy. Czarnowłosa schowała różdżkę do wewnętrznej kieszeni szaty i ruszyła za dyrektorką w stronę złotego posągu, który skrywał wejście do miejsca, gdzie zasiadywała najpotężniejsza osoba w szkole. Pansy powoli i nieśpiesznie wspięła się po złotych stopniach i jako ostatnia z kadry nauczycielskiej pojawiła się w gabinecie. Zauważyła tylko wzburzoną panią Higgins, której blond włosy wydostały się ze starannie ułożonego koka i opadały teraz na pomarszczoną twarz. Wtedy zauważyła osobę, która nigdy już nie powinna pojawić się w zamku. Przecież miał swoje życie, a także żonę. Pansy zmrużyła wściekle oczy na widok eleganckiego Dracona Malfoy` a, który opierał się o dębowe biurko dyrektorki.
-Witaj Pansy- powiedział mężczyzna i wyciągnął w jej kierunku dłoń.
Nie chwyciła jej. Bała się, że jeśli ich palce znów się zetkną poczuje to samo uczucie, co przed dwoma laty. Cierpienie. Bo jakże inaczej reaguje człowiek, gdy dowiaduje się, że stał się ofiarą pomyłki? Pansy splotła ręce na piersi i powędrowała do drugiej niepożądanej osoby, która znalazła się w tym pokoju. Jeden z synów Artura i Molly Weasley` ów poprawił okulary, które spoczywały na spiczastym nosie i mocno chwycił swój mały kajecik oprawiony w brązową skórę. Powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem i spojrzała na Minerwę.
-O co właściwie chodzi?- zapytała była Ślizgonka i przeniosła wzrok na rozluźnionego Dracona.- I co tu robią te urzędasy?
Z satysfakcją zauważyła na bladych policzkach Malfoy` a rumieniec gniewu. Wykrzywiła pełne usta w szyderczym uśmiechu i ponownie skupiła się na dyrektorce, która usiadła za swoim biurkiem i również niechętnym spojrzeniem zmierzyła wysłanników Ministerstwa.
-Pan Malfoy i Pan Weasley zostali tutaj wysłani przez Ministra Magii w celu przeprowadzenia badań- westchnęła kobieta.- Po wywiadzie pana Pottera rodzice poczuli, że poziom edukacyjny ich dzieci jest zagrożony, dlatego poprosili Ministerstwo, aby zostały przeprowadzone kontrole wśród nauczycieli. Dostałam gwarancję, że ani pan Malfoy, ani pan Weasley nie będą przeszkadzać w waszych obowiązkach, ani wpływać na wasze decyzje.
-Czyli przez Pottera, będę kontrolowana, niczym jakiś bachor?- zapytała wściekle Parkinson czując jak podnosi jej się ciśnienie. Weasley` a z pewnością jakoś by zniosła, ale nie tego blondyna, który skupiał na niej swoje stalowe tęczówki.- Jesteśmy tutaj nauczycielami i każdy z nas przeszedł szkolenie, aby móc, chociaż myśleć o tej posadzie. Jeśli szanowny pan Potter myśli, że tylko praca aurora jest ciężka to chętnie zobaczę go w klasie ze swoimi rozwydrzonymi Gryfonami!
-Nie wierzę, że to powiem- odezwała się Mallory Higgins.- ale zgadzam się z panną Parkinson. To hańba i brak szacunku względem nas. Jeśli jakiś niedorozwinięty i niedojrzały gówniarz będzie mi mówił co mam robić…
-Mallory, proszę cię, abyś używała stosownego słownictwa- warknęła Minerwa i wstała ze swojego miejsca.- Nie mam wpływu na decyzje Ministra Magii, ani rodziców. Może się okazać, że niektórzy zaczną zabierać dzieci ze szkoły, aby te uczyły się w domu.
-To głupota- prychnął profesor Phantom i spojrzał złowrogo na przybyszów.- Te dzieciaki nic nie osiągną w taki sposób. Wszyscy wiemy, jacy są rodzice względem swoich pociech. Żadnych wymagań, ani sprawdzania wiedzy. To obniży poziom naukowy całej młodzieży.
-Rozumiem cię Phillipie- westchnęła kobieta.- ale nie mam wyboru. Dzisiejsze lekcje zostały odwołane, dlatego od jutra zaczną się wizytacje. Mam nadzieję, że będziecie ich traktować z należytym szacunkiem, a także pokażecie, że rodzice nie mają się czego obawiać. To wszystko, chyba, że ktoś ma kolejne pytania.
Pansy prychnęła rozwścieczona i odwróciła się napięcie. Jako pierwsza opuściła gabinet Minerwy i ruszyła w stronę swoich pomieszczeń. Nie potrafiła uwierzyć, że los tak potwornie sobie z niej zakpił. Po tylu latach w czasie, których próbowała się wyzbyć uczucia do Dracona Malfoy` a, on pojawia się w szkole z obrączką na palcu i nie spuszcza z niej wzroku. Trzasnęła drzwiami od klasy i zrozumiała, że nic na to nie poradzi. Że ma szczęście, że wypadek z włócznią zdarzył się dziś, a nie w czasie jednej z wizytacji, czy choćby trwania wizyty Percy` ego Weasley` a i Dracona Malfoy` a.

WRÓCIŁAM!!!
Pierwsza informacja: Jutro zaczyna się rok szkolny ( gdyby ktoś nadal wierzył, że jutro jest drugi sierpnia), więc rozdziały zaczną się pojawiać, co dwa tygodnie.
Druga informacja: pojawił się pan Charlie Gavon, kt9ry szybko stanie się jednym z głównych bohaterów, a co za tym idzie, głównych podejrzanych.
Trzecia informacja: witamy pana Malfoy` a, który ponownie zawitał w murach Hogwartu, a jak wiemy ma duży udział w sprawie Mary i morderstw.
Miłego czytania J
Pozdrawiam, Artemis…

4 komentarze:

  1. Fajny rozdział, taki lekki (: Troszkę mnie zdziwiło, że Pansy Parkinson jest nauczycielką w Hogwarcie, w końcu chyba nie minęły dwa lata, odkąd sama skończyła tą szkołę. W sumie trochę mi jej żal - to musiał być cios, że Draco ożenił się z Astorią, a teraz Pansy będzie go jeszcze musiała widywać w Hogwarcie... Ten numer z włócznią był niespodziewany, nieco się zdziwiłam. Na miejscu głównej bohaterki dostałabym zawału. Nie polubiłam Charliego. Za to lubię Noela, rozbawiło mnie jak podkradał Camille jedzenie z talerza (: Nawet się cieszę, że Weasley i Malfoy będą w Hogwarcie, na pewno będzie ciekawie (:
    Dobra, lecę oglądać Przepis na życie :P
    Weny! :*
    [zaplatani-w-mitologie]

    OdpowiedzUsuń
  2. Aj w końcu się doczekałam.
    I mój Draco. Czy namiesza w życiu Pansy? Osobiście jestem ciekawa jak bardzo. Szczególnie że jest żonaty z Astorią co jest podwójnym ciosem dla dziewczyny. Osobiście coraz mniej lubię Harry'ego. Nie mam pojęcia co ten chłopak przewraca. Chyba woda sodowa uderzyła mu do mózgu z nadmiaru sławy bo inaczej tego tłumaczyć się nie da. I coraz bardziej lubię Camille. Ta dziewczyna ma nieskrywaną ikre i jest całkiem zabawna. Czuje że kłopoty wiszą w powietrzu.

    pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie pozwole zabić mojej Camille!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Numerologia

OBSERWATORIUM