„Wszystkie
szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest
nieszczęśliwa na swój sposób.”
-Lew
Tołstoj
5 września 2000 roku
Hogwart
Skupiłam swoje spojrzenie na twarzy
Noela i starałam się z niej wyczytać wszystko. Przysunęłam się bliżej chłopaka
i uważnie spojrzałam w niebieskie tęczówki, które były otoczone wachlarzem
grubych, ale krótkich rzęs. Zauważyłam, jak drgnął niespokojnie, gdy
przekrzywiłam głowę. Kąciki ust delikatnie mu zadrgały zdradzając wszystko.
-Sprawdzam-
szepnęłam, a chłopak jęknął.
Rzucił
karty na dywan, a ja uśmiechnęłam się tryumfalnie. Dwójka królów, siódemka ,
dwójka i walet nie stanowiły dla mnie większego zagrożenia. Rzuciłam swoje
karty i usłyszałam, jak Noel przeklina. Zachichotałam patrząc na pokera
królewskiego*, który leżał po mojej stronie. Wyciągnęłam ręce po paczki
słodyczy i przyciągnęłam je do siebie.
-Znów
wygrałam- oznajmiłam z satysfakcją.
-Mówiłem,
żebyś tego nie robił- westchnął Carl, który obserwował nasz pojedynek z
fotela.- W zeszłym roku pozbyłem się w ten sposób czternastu galeonów.
-Nie
wiem ile warte są te słodycze, ale pewnie cię pobiłem- westchnął Noel i wstał.
-A
ty dokąd?- zapytałam.- Nie będzie rewanżu?
-Żebyś
zgarnęła jeszcze więcej?- parsknął śmiechem i opadł na fotel.- Nie ma mowy.
-Tchórz-
mruknęłam z niezadowoleniem i zaczęłam składać karty.
Nie
lubiłam, gdy nie miałam okazji ponownego zwycięstwa. Chwyciłam wszystkie paczki
i ruszyłam małym korytarzykiem do swojego dormitorium. Otworzyłam półokrągłe
drzwi i zajrzałam do pomieszczeni, gdzie znajdowało się pięć dokładnie usłanych
łóżek. Żółte kotary były zasunięte tylko przy jednym. Rzuciłam wszystko do
swojego kufra i ponownie wsunęłam go pod moje łóżko. Mały piecyk, który stał na
środku powoli dawał ciepło, którego w piwnicach Hogwartu zawsze brakowało.
Podeszłam do łóżka Mary i rozsunęłam delikatnie kotary, by potem odrzucić je
mocniej. Łóżko było puste, a przecież było już blisko dziewiątej. Wróciłam do
Pokoju Wspólnego myśląc, że może przeoczyłam przyjaciółkę. Owalne pomieszczenie
było zapełnione ludźmi, którzy cieszyli się na jutrzejszą sobotę, która
oznaczała czas spędzony na błoniach, a także brak lekcji. Carl i Noel nadal siedzieli
na fotelach, dlatego to w ich kierunku się skierowałam.
-Widzieliście
Mary?
-Wychodziła,
gdy graliście- mruknął Carl i wrzucił kawałek pergaminu do stojącego
naprzeciwko kominka. – Nie wiem po co. Nawet nie spojrzała na nas.
-Pewnie
do biblioteki- mruknęłam i usiadłam na podłodze.
-Była
tam ze mną po obiedzie- odparł Noel i otworzył książkę od opieki nad magicznymi
stworzeniami.- Mówiła mi, że napisała wtedy już wszystkie wypracowania.
Zmarszczyłam
lekko czoło i zaczęłam się bawić srebrną bransoletkę, która spoczywała na moim
prawym nadgarstku. Był to prezent gwiazdkowy od Mary i nosiłam go zawsze.
Ponownie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Skoro o wycieczce Mary nie wiedział
nic, ani Noel, ani Carl to była jedna osoba, która mogła coś wywąchać. Jessica
siedziała ze swoimi przyjaciółkami przy jednej ze ścian i machała wesoło
nogami.
-Jess,
widziałaś może Mary?- zapytałam starając się ukryć niechęć.
-Wychodziła,
mówiła, że musi kogoś odwiedzić- Jessica wzruszyła ramionami.- Nie wiem, o kogo
chodziło, ale może się zakochała? No widziałaś na pewno, jaka jest ostatnio
rozkojarzona. Niedawno wpadła na mnie na korytarzu i nawet nie przeprosiła.
Przez chwilę chciałam ja zawołać i upomnieć, no ale jej oczy były takie dziwnie
puste…
-Dziękuję
za odpowiedź- przerwałam jej zdenerwowana.
Wiedziałam,
że Jessica nigdy nie udziela zwięzłych odpowiedzi i pewnie, gdybym czekała do
końca jej wypowiedzi stałabym tu do północy. Ruszyłam w stronę wyjścia i
natychmiast poczułam uderzającą we mnie fale chłodu. W zamkowych murach, gdzie
co kilka metrów nie stał kominek panował chłód. Mocniej naciągnęłam na ramiona
beżowy sweterek i ruszyłam w stronę wyjścia z podziemnego korytarza. Sala
wejściowa była pusta, dlatego zaczęłam się wspinać do góry. Jeśli Mary mówiła o
bibliotece postanowiłam właśnie to miejsce, sprawdzić jako pierwsze. Drugie
piętro było tak samo opustoszałe jak reszta zamku, ale drzwi do biblioteki były
już zamknięte. Mocniej naparłam na kraty, ale one nie drgnęły. Już miałam
ruszyć z powrotem do pokoju i tam czekać na Mary, aby ta wszystko wyjaśniła,
gdy usłyszałam czyjś szyderczy śmiech. Skręciłam w stronę schodów i wpadłam na biegnącą
dziewczynę. Jej czarne włosy zasłoniły mi oczy, a łzy skapnęły na moje
policzki. Podniosłam się gwałtownie i zobaczyłam jedną ze Ślizgonek z mojego
roku. Nawet nie pamiętałam jej imienia, czy nazwiska. Bo przecież była jedną z
Wężów.
-Proszę,
proszę…- głos Charliego przedarł się do mojego umysły i powodował burzę w moim
żołądku. Widziałam, że miał różdżkę i nie skończy się jedynie na potyczce
słownej.- Panna Lorenge.
-Gavon-
warknęłam wstając i podając rękę dziewczynie.- Nie ma to, jak znęcanie się nad
kobietami, prawda?
Chłopak
nawet się nie zarumienił, ale przeniósł wzrok na stojącą obok mnie brunetkę.
Ona starała się za mną ukryć, ale nie uciekała. Trzymała swoją dłoń na moim
ramieniu, jakby chciała dodać mi odwagi, lub dać sygnał, że czas uciekać. Mój
wzrok niepewnie spoczął na różdżce, która tkwiła w lewej dłoni Charliego. Długie
do ramion, czarne włosy były dokładnie ułożone, a ciemne oczy błyszczały
złowieszczo.
-Mam
świetny pomysł, może pozwolę uciec pannie Star, a zabawię się z tobą?
-Nie
wiem, czy zabawa na twoim poziomie mnie interesuje- odpyskowałam.- Co będziemy
robić? Układać klocki?
Stojąca
za mną Star złapała mnie mocno za ramię, co pewnie miało sygnalizować, że nie
mam droczyć się z przeciwnikiem. Zrobiłam mały krok do tyłu i Ślizgonka zrobiła
to samo. Szczerze wątpiłam, czy jakikolwiek nauczyciel był już na dyżurze, więc
jedynym ratunkiem był szybki bieg. Dla mnie nie stanowił on problemu, ale nic
nie wiedziałam o kondycji drugiej dziewczyny.
-Chyba
pomyliłaś mnie ze swoim kolegą- zachichotał, ale wyraźnie przez zaciśnięte
zęby.- Jak on ma? Nate?
-Noel-
syknęłam i wyjęłam z kieszeni różdżkę.
-A
tak, twój nowy chłopak.
-Nie
zachowuj się jak dziecko- warknęłam rozwścieczona.- To tylko przyjaciel. A to,
że wy Gryfoni nie macie żadnego poczucia lojalności wobec przyjaciół, to już
nie mój interes.
Reakcja
była natychmiastowa. W moją stronę wystrzelił czerwony promień, który z
łatwością odbiłam. Uśmiechnęłam się wyzywająco i po chwili miałam już pełne
ręce roboty. Zaklęcie śmigały w moją stronę bez przerwy, a ja wręcz czułam jak
moja różdżka robi się ciepła.
-Jak
szybko biegasz?- zapytałam, gdy na moim czole pojawiły się pierwsze kropelki
potu.
-Zdołam
mu uciec- usłyszałam szept, tuż koło mojego ucha.
-To
dobrze.
Złapałam
dziewczynę za ramię i mocno pociągnęłam w dół, dzięki czemu zaklęcie uderzyło w
ścianę tuż za nami i zniszczyło kratę prowadzącą do biblioteki. Uniosłam
różdżkę i wycelowałam w brzuch Charliego. Wściekły Gryfon nie zauważył
niebieskiego promienia, który przebił się przez jego czerwone i sprawił, że na
chwilę stracił dopływ powietrza.
-Biegnij!-
krzyknęłam.
Obie
rzuciłyśmy się do ucieczki. Wiedziałam, że urok nie powstrzyma Gavona na długo,
a rozwścieczony jest jeszcze bardziej niebezpieczny. Brunetka biegła tuż przede
mną, gdy nagle się zatrzymała. Omal na nią nie wpadłam, gdy otworzyła drzwi od
schowka na miotły i wciągnęła mnie tam.
-Co
ty wyp…
-Cicho-
warknęła brunetka i zakryła mi dłonią usta.
Spojrzałam
na nią oburzona, ale po chwili usłyszałam ciężkie kroki Charliego. Zamarłam
wiedząc, że jeśli domyśli się naszej kryjówki to nie będziemy mieć żadnych
szans na obronę. No chyba, że zaczniemy go okładać starymi miotłami Filcha.
Usłyszałyśmy, jak się oddala, ale potem kroki wróciły.
-Łap
za miotłę- szepnęłam.
-Co?
-Łap,
miotłę- powtórzyłam wściekle i złapałam trzonek przedmiotu.
W
chwili, gdy otworzyły się drzwi obie rzuciłyśmy się z miotłami. Miałam
zamknięte oczy i marzyłam jedynie o tym, aby trafić w twarz.
-Przestańcie-
warknął ochrypły głos.
Z
przerażeniem otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz woźnego, który najpewniej
przyszedł do schowka po swoje narzędzia pracy. Natychmiast upuściłam miotłę i
zasłoniłam dłońmi usta. Ślizgonka wzrokiem szukała możliwości ucieczki, ale
wiedziałam, że to niemożliwe. W końcu Filch widział nasze twarze i mógłby nas
wskazać każdemu nauczycielowi.
-Co
się tutaj dzieje?- odezwał się czyjś silny głos.
Zamknęłam
oczy modląc się, aby to był jakiś koszmar. Tylko nie Parkinson, przecież ona
sama mnie zabije. Zobaczyłam jak czarownica pomaga woźnemu się podnieść i
mierzy nas srogim spojrzeniem.
-Do
mojego gabinetu!- warknęła.
Brunetka
wypuściła w końcu miotłę i ruszyła, jako pierwsza. Miałyśmy teraz nadzieję, że
Gavon w końcu nas znajdzie i zaatakuje. Może on pierwszy by nas zabił, nim
zrobiłaby to była Ślizgonka. Klasa była pusta, a my stanęłyśmy potulnie przed
biurkiem.
-Myślałam,
że to Charlie- mruknęłam, aby przerwać ciszę, ale jednocześnie się
usprawiedliwić.
-Ja
też. Zresztą nawet gdyby Filch nas złapał w tym schowku, miałybyśmy kłopoty-
westchnęła.- On już taki jest.
Drzwi
trzasneły tak głośno, że obie podskoczyłyśmy. Pansy Parkinson usiadła za swoim
biurkiem i spojrzała na nas surowo.
-Pan
Filch jest w Skrzydle Szpitalny, możliwy jest obrzęk czaszki- westchnęła i
rozmasowała skronie.- Co wyście sobie myślały?- warknęła.
-To
nie Filch był celem…
-My
nie chciałyśmy…
Zaczęłyśmy
się przekrzykiwać nawzajem szukając rozpaczliwie ratunku. Widziałam chwilowe
zdezorientowanie na twarzy nauczycielki, ale po chwili wszystkie emocje
wyparowały z jej twarzy, gdy padło nazwisko Charliego. Trzasnęła grubym
podręcznikiem, aby nas uciszyć.
-Co
znów zrobił Gavon?
Pozwoliłam
brunetce opowiedzieć całą historię i cierpliwie czekałam na wyrok nauczycielki.
Kobieta po skończonej opowieści zmierzyła nas ostrym wzrokiem. Wyglądała na
zmartwioną czymś, a także potwornie zmęczoną.
-Nie
mogę was nie ukarać, dlatego dostaniecie tygodniowy szlaban polegający na
sprawdzaniu wypracowań - westchnęła.- Będziecie go odbywać codziennie od jutra
zaczynając o siedemnastej w moim gabinecie. A jeśli chodzi o Gavona, ja się nim
zajmę.
-Dziękuję-
mruknęłam.
Nauczycielka
spojrzała na mnie zdziwiona, a ja wygięłam delikatnie kąciki ust w uśmiechu.
Tak delikatna kara za pobicie woźnego jego własnymi miotłami to był cud.
Kobieta machnęła ręką, jakby chciała przepędzić muchę, co oznaczało, że mamy
już iść. Wyszłyśmy z gabinetu i w ciszy doszłyśmy do sali wejściowej, gdzie
musiałyśmy się rozstać.
-Dzięki
za ratunek, Lorenge- mruknęła brunetka.
-Nie
ma, za co, Star.
-To
do zobaczenia na jutrzejszym szlabanie…
-Camille-
uśmiechnęłam się szeroko.- Uważaj na Gavona…
-Hope-
zaśmiała się perłowo.- Ty też, jak Parkinson go dorwie, to nie będzie
zachwycony.
Uśmiechnęłam
się szeroko i ruszyłam w stronę pokoju Hufflepuffu. Podałam denerwującej
kołatce hasło i weszłam do środka. Było już pewnie blisko ciszy nocnej, bo
pomieszczenie opustoszało. O dziwo, na kanapie obok Carla i Mike` a siedziała
Mary. Uśmiechała się do nich delikatnie i nawet nie patrzyła w moją stronę.
Poczułam, jak krew w moich żyłach nagle przyspiesza i ruszyłam w stronę
przyjaciółki.
-Gdzie
byłaś?- warknęłam, gdy byłam już przy niej.
-W
bibliotece. Camillle wszystko…
-Tak,
bardzo dziwne. Bo była zamknięta, gdy jej drzwi wywarzał Gavon, gdy celował do
mnie i Hope Star.
Zobaczyłam
szok na twarzy Mary, oraz chłopaków. Carl usadził mnie na podłodze i kazał
wszystko opowiedzieć. Niechętnie opowiadałam o ataku na woźnego, podczas, gdy
Mike tarzał się po podłodze ze śmiechu.
-I
dostałam szlaban- westchnęłam.
-Zdziwiłabym
się, gdybyś go nie dostała- odparła surowo Mary.-Trzeba było poczekać i
sprawdzić, kto otworzy drzwi.
-Tak,
bo Charlie na pewno by poczekał, aż znajdziemy jakąś broń - prychnęłam.-
Przepraszam, że zapomniałam, jaki z niego szlachetny Gryfon.
-Nie
to miałam na myśli.
-Nie
zmieniaj tematu- warknęłam i wstałam z podłogi.- Jessice powiedziałaś, że
musisz się z kimś spotkać, a mi nie umiesz powiedzieć prawdy?
-Camille,
to nie tak.
-Myślałam,
że masz do mnie większe zaufanie, niż do największej plotkary w szkole-
warknęłam wściekła i odwróciłam się napięcie.
~*~
Hermiona
Granger nadal nie dowierzała, że udało jej się wyciągnąć narzeczonego na ślub
brata. Od czasu ukazania się wywiadu Harry` ego z Marlene Knight, Ron nie
wychodził z domu. Hermiona dowiedziała się, że dostał urlop, aby ułożyć swoje
życie prywatne. Siedziała teraz przy stole z Molly Weasley i obserwowała, jak
jej narzeczony tańczy z Angeliną Johnson, która miała już złotą obrączkę na
palcu.
-Szkoda,
że nie ma Ginny- westchnęła matrona rodziny Weasley` ów.- Tak by się cieszyła.
-Wiem,
mamo- westchnęła panna Granger i ujęła dłoń kobiety.- Ale ona sama wybrała.
Nie
wiedziała, że zdoła wypowiedzieć te słowa na głos. Wciąż bolał ją wybór
najlepszej przyjaciółki, która następnego dnia od kłótni zażądała oddania
zapasowych kluczy do ich mieszkania w Dolinie Godryka. Hermiona nadal próbowała
umówić się z rudowłosą na jakieś spotkanie, aby wszystko wyjaśnić, ale nadal
nie otrzymała odpowiedzi. Nie sądziła, że kiedyś mogą siebie stracić.
-Jak
Ron się trzyma?- zapytała Molly nie spuszczając wzroku z najmłodszego syna.-
Radzi sobie.
-Nie
wiem, nie rozmawia ze mną.
To
była prawda. Wymieniali ze sobą może ze trzy słowa dziennie, z który jedno było
porannym przywitanie, a drugie wieczornym życzeniem dobrego snu. Hermiona
ukryła twarz w dłoniach i starała się wyrównać oddech. Nie mogła płakać, nie
teraz, gdy Ron tak bardzo jej potrzebował. Poczuła jak Molly głaszcze ją po
głowie i po chwili przytula. Panna Granger uniosła wysoko głowę. Nie mogła dać
się złamać. Taniec się skończył i rozbrzmiała kolejna piosenka, tym razem
romantyczna ballada. Hermiona sięgnęła po kolejny kieliszek Whiskey, gdy poczuła,
że ktoś chwyta ją ze drugą dłoń.
-Mogę
prosić do tańca?- zapytał nieśmiało Ron.
Hermiona
wstała tak szybko, że krzesło, na którym siedziała omal się nie przewróciło.
Ruszyła za narzeczonym na parkiet i przylgnęła do niego całym ciałem. Brakowało
jej tej bliskości i ciepła. Miała nadzieje, że po wojnie życie będzie, niczym
łatwa do przewidzenia planszówka. Dopiero teraz rozumiała słowa ojca, które
wbijał jej do głowy, niczym mantrę. „Gdy pokonasz jedną przeszkodę, świat nie
pozwoli, abyś się nudził. Rzuci ci kolejną kłodę, większą i trudniejszą do
przeskoczenia.” Tą przeszkodą była zdrada przyjaciela, tak bolesna, że nie
wiedziała, czy zdoła przeskoczyć tę kłodę. Bo może była to jedna z tych
przeszkód, których nie da się ominąć. Może ma stać przed nią przez całe życie i
patrzeć, jak rujnuje wszystko, co zbudowała. Szacunek, miłość, dom. Wtuliła twarz w szyję narzeczonego i ze
spokojem wdychała jego zapach.
-Co
ty tu robisz?- odezwał się czyjś oburzony głos.
Hermiona
odsunęła się od Ronalda i rozszerzyła oczy z przerażenia. Przed wściekłym Arturem
Weasley` em stał Harry Potter i skulona za nim Ginny. Panna Granger ruszyła w
ich kierunku i ujęła rudego mężczyzną pod ramię.
-Niech
się tata nie denerwuje- poprosiła i zmrużyła oczy, gdy spojrzała na Pottera.-
Co ty tu robisz?
-Przyszedłem
złożyć życzenia mojemu szwagrowi, to takie złe?- rozłożył ręce w geście
pokojowym, najwyraźniej nie zwracając uwagi na wrogie spojrzenia wszystkich
Weasley` ów.- Ron, miło cię widzieć.
-Ciebie
też, Harry- wycedził przez zęby rudowłosy i chwycił ojca za drugie ramię.-
Tato, idź usiądź.
Ale
Artur Weasely nie zamierzał słuchać, wyrwał się z objęć syna i synowej, aby
zmierzyć zięcia srogim spojrzeniem. Hermiona chwyciła w dłoń różdżkę, aby w
razie czego bronić obu mężczyzn.
-Traktowaliśmy
ciebie, jak syna- wycedził przez zęby.- Pomagaliśmy, gdy nasze życia były
zagrożone i każde z nas było w stanie poświęcić za ciebie życie. A ty,
oczerniasz moje dziecko i swojego przyjaciela w publicznym wywiadzie. Nie chcę
cię znać i nawet jeśli Ginny zechce z tobą zostać, żadne z was nie będzie miało
prawa przekroczyć progu tego domu. Ani teraz, ani nigdy.
-Arturze!-
wykrzyknęła przerażona pani Weasley, która już biegła w ich stronę, gdy
zrozumiała co się święci.
-Nie,
Molly. Skończyło się- warknął mężczyzna.- Jeśli moja córka jest w stanie stać
bezczynnie i patrzeć, jak jej mąż oczernia jej rodzinę, to znaczy, że nie ma tu
czego szukać.
-Przemyśl…
Ale
Artur Weasley nie chciał już słuchać próśb synów, ani zalanej łzami matki.
Odwrócił się napięcie i zniknął za drzwiami Nory. Hermiona patrzyła, jak po
policzkach Ginevry Potter spływają dwie, krople łez. Po chwili wyprostowała się
dumnie i również odwróciła.
-Ginny,
możesz zostać- krzyknęła do niej panna Granger.- Po prostu…
-Mam
zostawić męża, tak?- wykrzyknęła płaczliwie.- Ojca mojego dziecka?
-Musisz
wybrać- wyszeptała brązowowłosa.
-Już
dawno wybrałam. W chwili, gdy włożyłam na palec złotą obrączkę.
Molly
Weasley zalała się łzami w chwili, gdy jej córka teleportowała się wraz z
Harrym. Hermiona objęła mocno kobietę i starała się utrzymać ją na nogach.
Doskonale widziała mocno zaciśnięte dłonie Rona. To oznaczało, że wojna dopiero
się zaczęła.
Przepraszam,
przepraszam, ale ta szkoła zupełnie zwariowała. Wiem, że druga liceum to
najtrudniejsza klasa, ale to już jest prawdziwa rzeź. Dzisiaj po raz pierwszy
od dwóch tygodni usiadłam do komputera i z trudem napisałam ten rozdział, więc
za wszelkie błędy przepraszam.
Jeśli
zaś chodzi o rozdział to pojawienie się Hope Star oznacza małe komplikacje,
jakie? Zgadnijcie sami. Kolejna zła odsłona Harry`ego Pottera. Wiem, że pewnie
wielu to nie pasuje, ale u mnie jest on złym charakterem i nic tego nie zmieni.
W końcu święci nie zostają oskarżani, prawda? Kiedy kolejny rozdział? Nie mam
zielonego pojęcia. Może, gdy przestawię się ponownie na tryb szkolny. Mam
nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo.
Muszę przyznać że coraz bardziej mnie zaskakujesz.
OdpowiedzUsuńNajbardziej interesują mnie właśnie wątki, które ukazują Harry'ego w złym świetle.
Dziwne nie?
Ale ja właśnie lubię, gdy jakaś dobra postać się stacza.
Najbardziej szkoda mi również Ginny.
To niesprawiedliwie, że kazano jej wybierać między mężem a własną rodziną.
Jakby nie wiedzieli jaki wybór podejmie.
Osobiście też jestem zaintrygowana również i Hope!
Aj uwielbiam Twoje oba opowiadania i naprawdę mnie wkręciłaś.
Wiesz, że czekam na ciąg dalszy!
Nie lubie gdy ktos sie spoznia i nie ddotrzymuje obietnicy,ale te sytuacje w pelni rozumiem. Nauka jest najwazniejsza i to glownie dzieki niej mozna cos osiagnac. Rozdzial przeczytalam wczoraj ,ale dopiero dzisiaj znalazlam czas by skometowac.
OdpowiedzUsuńNotka mnie zaintrygowala. Potter,Charlie, Hope... Duzo sie dzieje i to lubie :) myslalam,ze Charlie to typ goscia ktory duzo gada,a malo robi. Ale w tym i poprzednim rozdziale ,ze potrafi uciekac sie do przemocy. Potter, Potter. Lubie go w takiech odslonie. Z wadami,nie idalny. Ciekawi mnie czy bedzie miec jeszcze wieksze znaczanie,bo w kazdym rozdziale jest poswiecany fragment ,w ktorym Harry gra glowna role. Hope. Slizgonka o ,ktorej jak na razie niewiele wiemy. Ciekawa postac,ktora chce blizej poznac.
POZDRAWIAM I CZEKAM NA KOLEJNA NOTKE :)))