Harry Potter - Golden Snitch 2

Prorok Codzienny


Szablon: AnaRosa

19.10

Znów poległam i to nie tylko tu, ale i w szkole. Chyba muszę zwolnić tempo i skupić się bardziej na nauce. Od dzisiaj rozdziały będą dodawane raz na miesiąc.


niedziela, 22 września 2013

Rozdział 8 "Początek wojny"

„Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób.”
-Lew Tołstoj
5 września 2000 roku
Hogwart

            Skupiłam swoje spojrzenie na twarzy Noela i starałam się z niej wyczytać wszystko. Przysunęłam się bliżej chłopaka i uważnie spojrzałam w niebieskie tęczówki, które były otoczone wachlarzem grubych, ale krótkich rzęs. Zauważyłam, jak drgnął niespokojnie, gdy przekrzywiłam głowę. Kąciki ust delikatnie mu zadrgały zdradzając wszystko.
-Sprawdzam- szepnęłam, a chłopak jęknął.
Rzucił karty na dywan, a ja uśmiechnęłam się tryumfalnie. Dwójka królów, siódemka , dwójka i walet nie stanowiły dla mnie większego zagrożenia. Rzuciłam swoje karty i usłyszałam, jak Noel przeklina. Zachichotałam patrząc na pokera królewskiego*, który leżał po mojej stronie. Wyciągnęłam ręce po paczki słodyczy i przyciągnęłam je do siebie.
-Znów wygrałam- oznajmiłam z satysfakcją.
-Mówiłem, żebyś tego nie robił- westchnął Carl, który obserwował nasz pojedynek z fotela.- W zeszłym roku pozbyłem się w ten sposób czternastu galeonów.
-Nie wiem ile warte są te słodycze, ale pewnie cię pobiłem- westchnął Noel i wstał.
-A ty dokąd?- zapytałam.- Nie będzie rewanżu?
-Żebyś zgarnęła jeszcze więcej?- parsknął śmiechem i opadł na fotel.- Nie ma mowy.
-Tchórz- mruknęłam z niezadowoleniem i zaczęłam składać karty.
Nie lubiłam, gdy nie miałam okazji ponownego zwycięstwa. Chwyciłam wszystkie paczki i ruszyłam małym korytarzykiem do swojego dormitorium. Otworzyłam półokrągłe drzwi i zajrzałam do pomieszczeni, gdzie znajdowało się pięć dokładnie usłanych łóżek. Żółte kotary były zasunięte tylko przy jednym. Rzuciłam wszystko do swojego kufra i ponownie wsunęłam go pod moje łóżko. Mały piecyk, który stał na środku powoli dawał ciepło, którego w piwnicach Hogwartu zawsze brakowało. Podeszłam do łóżka Mary i rozsunęłam delikatnie kotary, by potem odrzucić je mocniej. Łóżko było puste, a przecież było już blisko dziewiątej. Wróciłam do Pokoju Wspólnego myśląc, że może przeoczyłam przyjaciółkę. Owalne pomieszczenie było zapełnione ludźmi, którzy cieszyli się na jutrzejszą sobotę, która oznaczała czas spędzony na błoniach, a także brak lekcji. Carl i Noel nadal siedzieli na fotelach, dlatego to w ich kierunku się skierowałam.
-Widzieliście Mary?
-Wychodziła, gdy graliście- mruknął Carl i wrzucił kawałek pergaminu do stojącego naprzeciwko kominka. – Nie wiem po co. Nawet nie spojrzała na nas.
-Pewnie do biblioteki- mruknęłam i usiadłam na podłodze.
-Była tam ze mną po obiedzie- odparł Noel i otworzył książkę od opieki nad magicznymi stworzeniami.- Mówiła mi, że napisała wtedy już wszystkie wypracowania.
Zmarszczyłam lekko czoło i zaczęłam się bawić srebrną bransoletkę, która spoczywała na moim prawym nadgarstku. Był to prezent gwiazdkowy od Mary i nosiłam go zawsze. Ponownie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Skoro o wycieczce Mary nie wiedział nic, ani Noel, ani Carl to była jedna osoba, która mogła coś wywąchać. Jessica siedziała ze swoimi przyjaciółkami przy jednej ze ścian i machała wesoło nogami.
-Jess, widziałaś może Mary?- zapytałam starając się ukryć niechęć.
-Wychodziła, mówiła, że musi kogoś odwiedzić- Jessica wzruszyła ramionami.- Nie wiem, o kogo chodziło, ale może się zakochała? No widziałaś na pewno, jaka jest ostatnio rozkojarzona. Niedawno wpadła na mnie na korytarzu i nawet nie przeprosiła. Przez chwilę chciałam ja zawołać i upomnieć, no ale jej oczy były takie dziwnie puste…
-Dziękuję za odpowiedź- przerwałam jej zdenerwowana.
Wiedziałam, że Jessica nigdy nie udziela zwięzłych odpowiedzi i pewnie, gdybym czekała do końca jej wypowiedzi stałabym tu do północy. Ruszyłam w stronę wyjścia i natychmiast poczułam uderzającą we mnie fale chłodu. W zamkowych murach, gdzie co kilka metrów nie stał kominek panował chłód. Mocniej naciągnęłam na ramiona beżowy sweterek i ruszyłam w stronę wyjścia z podziemnego korytarza. Sala wejściowa była pusta, dlatego zaczęłam się wspinać do góry. Jeśli Mary mówiła o bibliotece postanowiłam właśnie to miejsce, sprawdzić jako pierwsze. Drugie piętro było tak samo opustoszałe jak reszta zamku, ale drzwi do biblioteki były już zamknięte. Mocniej naparłam na kraty, ale one nie drgnęły. Już miałam ruszyć z powrotem do pokoju i tam czekać na Mary, aby ta wszystko wyjaśniła, gdy usłyszałam czyjś szyderczy śmiech. Skręciłam w stronę schodów i wpadłam na biegnącą dziewczynę. Jej czarne włosy zasłoniły mi oczy, a łzy skapnęły na moje policzki. Podniosłam się gwałtownie i zobaczyłam jedną ze Ślizgonek z mojego roku. Nawet nie pamiętałam jej imienia, czy nazwiska. Bo przecież była jedną z Wężów.
-Proszę, proszę…- głos Charliego przedarł się do mojego umysły i powodował burzę w moim żołądku. Widziałam, że miał różdżkę i nie skończy się jedynie na potyczce słownej.- Panna Lorenge.
-Gavon- warknęłam wstając i podając rękę dziewczynie.- Nie ma to, jak znęcanie się nad kobietami, prawda?
Chłopak nawet się nie zarumienił, ale przeniósł wzrok na stojącą obok mnie brunetkę. Ona starała się za mną ukryć, ale nie uciekała. Trzymała swoją dłoń na moim ramieniu, jakby chciała dodać mi odwagi, lub dać sygnał, że czas uciekać. Mój wzrok niepewnie spoczął na różdżce, która tkwiła w lewej dłoni Charliego. Długie do ramion, czarne włosy były dokładnie ułożone, a ciemne oczy błyszczały złowieszczo.
-Mam świetny pomysł, może pozwolę uciec pannie Star, a zabawię się z tobą?
-Nie wiem, czy zabawa na twoim poziomie mnie interesuje- odpyskowałam.- Co będziemy robić? Układać klocki?
Stojąca za mną Star złapała mnie mocno za ramię, co pewnie miało sygnalizować, że nie mam droczyć się z przeciwnikiem. Zrobiłam mały krok do tyłu i Ślizgonka zrobiła to samo. Szczerze wątpiłam, czy jakikolwiek nauczyciel był już na dyżurze, więc jedynym ratunkiem był szybki bieg. Dla mnie nie stanowił on problemu, ale nic nie wiedziałam o kondycji drugiej dziewczyny.
-Chyba pomyliłaś mnie ze swoim kolegą- zachichotał, ale wyraźnie przez zaciśnięte zęby.- Jak on ma? Nate?
-Noel- syknęłam i wyjęłam z kieszeni różdżkę.
-A tak, twój nowy chłopak.
-Nie zachowuj się jak dziecko- warknęłam rozwścieczona.- To tylko przyjaciel. A to, że wy Gryfoni nie macie żadnego poczucia lojalności wobec przyjaciół, to już nie mój interes.
Reakcja była natychmiastowa. W moją stronę wystrzelił czerwony promień, który z łatwością odbiłam. Uśmiechnęłam się wyzywająco i po chwili miałam już pełne ręce roboty. Zaklęcie śmigały w moją stronę bez przerwy, a ja wręcz czułam jak moja różdżka robi się ciepła.
-Jak szybko biegasz?- zapytałam, gdy na moim czole pojawiły się pierwsze kropelki potu.
-Zdołam mu uciec- usłyszałam szept, tuż koło mojego ucha.
-To dobrze.
Złapałam dziewczynę za ramię i mocno pociągnęłam w dół, dzięki czemu zaklęcie uderzyło w ścianę tuż za nami i zniszczyło kratę prowadzącą do biblioteki. Uniosłam różdżkę i wycelowałam w brzuch Charliego. Wściekły Gryfon nie zauważył niebieskiego promienia, który przebił się przez jego czerwone i sprawił, że na chwilę stracił dopływ powietrza.
-Biegnij!- krzyknęłam.
Obie rzuciłyśmy się do ucieczki. Wiedziałam, że urok nie powstrzyma Gavona na długo, a rozwścieczony jest jeszcze bardziej niebezpieczny. Brunetka biegła tuż przede mną, gdy nagle się zatrzymała. Omal na nią nie wpadłam, gdy otworzyła drzwi od schowka na miotły i wciągnęła mnie tam.
-Co ty wyp…
-Cicho- warknęła brunetka i zakryła mi dłonią usta.
Spojrzałam na nią oburzona, ale po chwili usłyszałam ciężkie kroki Charliego. Zamarłam wiedząc, że jeśli domyśli się naszej kryjówki to nie będziemy mieć żadnych szans na obronę. No chyba, że zaczniemy go okładać starymi miotłami Filcha. Usłyszałyśmy, jak się oddala, ale potem kroki wróciły.
-Łap za miotłę- szepnęłam.
-Co?
-Łap, miotłę- powtórzyłam wściekle i złapałam trzonek przedmiotu.
W chwili, gdy otworzyły się drzwi obie rzuciłyśmy się z miotłami. Miałam zamknięte oczy i marzyłam jedynie o tym, aby trafić w twarz.
-Przestańcie- warknął ochrypły głos.
Z przerażeniem otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz woźnego, który najpewniej przyszedł do schowka po swoje narzędzia pracy. Natychmiast upuściłam miotłę i zasłoniłam dłońmi usta. Ślizgonka wzrokiem szukała możliwości ucieczki, ale wiedziałam, że to niemożliwe. W końcu Filch widział nasze twarze i mógłby nas wskazać każdemu nauczycielowi.
-Co się tutaj dzieje?- odezwał się czyjś silny głos.
Zamknęłam oczy modląc się, aby to był jakiś koszmar. Tylko nie Parkinson, przecież ona sama mnie zabije. Zobaczyłam jak czarownica pomaga woźnemu się podnieść i mierzy nas srogim spojrzeniem.
-Do mojego gabinetu!- warknęła.
Brunetka wypuściła w końcu miotłę i ruszyła, jako pierwsza. Miałyśmy teraz nadzieję, że Gavon w końcu nas znajdzie i zaatakuje. Może on pierwszy by nas zabił, nim zrobiłaby to była Ślizgonka. Klasa była pusta, a my stanęłyśmy potulnie przed biurkiem.
-Myślałam, że to Charlie- mruknęłam, aby przerwać ciszę, ale jednocześnie się usprawiedliwić.
-Ja też. Zresztą nawet gdyby Filch nas złapał w tym schowku, miałybyśmy kłopoty- westchnęła.- On już taki jest.
Drzwi trzasneły tak głośno, że obie podskoczyłyśmy. Pansy Parkinson usiadła za swoim biurkiem i spojrzała na nas surowo.
-Pan Filch jest w Skrzydle Szpitalny, możliwy jest obrzęk czaszki- westchnęła i rozmasowała skronie.- Co wyście sobie myślały?- warknęła.
-To nie Filch był celem…
-My nie chciałyśmy…
Zaczęłyśmy się przekrzykiwać nawzajem szukając rozpaczliwie ratunku. Widziałam chwilowe zdezorientowanie na twarzy nauczycielki, ale po chwili wszystkie emocje wyparowały z jej twarzy, gdy padło nazwisko Charliego. Trzasnęła grubym podręcznikiem, aby nas uciszyć.
-Co znów zrobił Gavon?
Pozwoliłam brunetce opowiedzieć całą historię i cierpliwie czekałam na wyrok nauczycielki. Kobieta po skończonej opowieści zmierzyła nas ostrym wzrokiem. Wyglądała na zmartwioną czymś, a także potwornie zmęczoną.
-Nie mogę was nie ukarać, dlatego dostaniecie tygodniowy szlaban polegający na sprawdzaniu wypracowań - westchnęła.- Będziecie go odbywać codziennie od jutra zaczynając o siedemnastej w moim gabinecie. A jeśli chodzi o Gavona, ja się nim zajmę.
-Dziękuję- mruknęłam.
Nauczycielka spojrzała na mnie zdziwiona, a ja wygięłam delikatnie kąciki ust w uśmiechu. Tak delikatna kara za pobicie woźnego jego własnymi miotłami to był cud. Kobieta machnęła ręką, jakby chciała przepędzić muchę, co oznaczało, że mamy już iść. Wyszłyśmy z gabinetu i w ciszy doszłyśmy do sali wejściowej, gdzie musiałyśmy się rozstać.
-Dzięki za ratunek, Lorenge- mruknęła brunetka.
-Nie ma, za co, Star.
-To do zobaczenia na jutrzejszym szlabanie…
-Camille- uśmiechnęłam się szeroko.- Uważaj na Gavona…
-Hope- zaśmiała się perłowo.- Ty też, jak Parkinson go dorwie, to nie będzie zachwycony.
Uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam w stronę pokoju Hufflepuffu. Podałam denerwującej kołatce hasło i weszłam do środka. Było już pewnie blisko ciszy nocnej, bo pomieszczenie opustoszało. O dziwo, na kanapie obok Carla i Mike` a siedziała Mary. Uśmiechała się do nich delikatnie i nawet nie patrzyła w moją stronę. Poczułam, jak krew w moich żyłach nagle przyspiesza i ruszyłam w stronę przyjaciółki.
-Gdzie byłaś?- warknęłam, gdy byłam już przy niej.
-W bibliotece. Camillle wszystko…
-Tak, bardzo dziwne. Bo była zamknięta, gdy jej drzwi wywarzał Gavon, gdy celował do mnie i Hope Star.
Zobaczyłam szok na twarzy Mary, oraz chłopaków. Carl usadził mnie na podłodze i kazał wszystko opowiedzieć. Niechętnie opowiadałam o ataku na woźnego, podczas, gdy Mike tarzał się po podłodze ze śmiechu.
-I dostałam szlaban- westchnęłam.
-Zdziwiłabym się, gdybyś go nie dostała- odparła surowo Mary.-Trzeba było poczekać i sprawdzić, kto otworzy drzwi.
-Tak, bo Charlie na pewno by poczekał, aż znajdziemy jakąś broń - prychnęłam.- Przepraszam, że zapomniałam, jaki z niego szlachetny Gryfon.
-Nie to miałam na myśli.
-Nie zmieniaj tematu- warknęłam i wstałam z podłogi.- Jessice powiedziałaś, że musisz się z kimś spotkać, a mi nie umiesz powiedzieć prawdy?
-Camille, to nie tak.
-Myślałam, że masz do mnie większe zaufanie, niż do największej plotkary w szkole- warknęłam wściekła i odwróciłam się napięcie.

~*~


Hermiona Granger nadal nie dowierzała, że udało jej się wyciągnąć narzeczonego na ślub brata. Od czasu ukazania się wywiadu Harry` ego z Marlene Knight, Ron nie wychodził z domu. Hermiona dowiedziała się, że dostał urlop, aby ułożyć swoje życie prywatne. Siedziała teraz przy stole z Molly Weasley i obserwowała, jak jej narzeczony tańczy z Angeliną Johnson, która miała już złotą obrączkę na palcu.
-Szkoda, że nie ma Ginny- westchnęła matrona rodziny Weasley` ów.- Tak by się cieszyła.
-Wiem, mamo- westchnęła panna Granger i ujęła dłoń kobiety.- Ale ona sama wybrała.
Nie wiedziała, że zdoła wypowiedzieć te słowa na głos. Wciąż bolał ją wybór najlepszej przyjaciółki, która następnego dnia od kłótni zażądała oddania zapasowych kluczy do ich mieszkania w Dolinie Godryka. Hermiona nadal próbowała umówić się z rudowłosą na jakieś spotkanie, aby wszystko wyjaśnić, ale nadal nie otrzymała odpowiedzi. Nie sądziła, że kiedyś mogą siebie stracić.
-Jak Ron się trzyma?- zapytała Molly nie spuszczając wzroku z najmłodszego syna.- Radzi sobie.
-Nie wiem, nie rozmawia ze mną.
To była prawda. Wymieniali ze sobą może ze trzy słowa dziennie, z który jedno było porannym przywitanie, a drugie wieczornym życzeniem dobrego snu. Hermiona ukryła twarz w dłoniach i starała się wyrównać oddech. Nie mogła płakać, nie teraz, gdy Ron tak bardzo jej potrzebował. Poczuła jak Molly głaszcze ją po głowie i po chwili przytula. Panna Granger uniosła wysoko głowę. Nie mogła dać się złamać. Taniec się skończył i rozbrzmiała kolejna piosenka, tym razem romantyczna ballada. Hermiona sięgnęła po kolejny kieliszek Whiskey, gdy poczuła, że ktoś chwyta ją ze drugą dłoń.
-Mogę prosić do tańca?- zapytał nieśmiało Ron.
Hermiona wstała tak szybko, że krzesło, na którym siedziała omal się nie przewróciło. Ruszyła za narzeczonym na parkiet i przylgnęła do niego całym ciałem. Brakowało jej tej bliskości i ciepła. Miała nadzieje, że po wojnie życie będzie, niczym łatwa do przewidzenia planszówka. Dopiero teraz rozumiała słowa ojca, które wbijał jej do głowy, niczym mantrę. „Gdy pokonasz jedną przeszkodę, świat nie pozwoli, abyś się nudził. Rzuci ci kolejną kłodę, większą i trudniejszą do przeskoczenia.” Tą przeszkodą była zdrada przyjaciela, tak bolesna, że nie wiedziała, czy zdoła przeskoczyć tę kłodę. Bo może była to jedna z tych przeszkód, których nie da się ominąć. Może ma stać przed nią przez całe życie i patrzeć, jak rujnuje wszystko, co zbudowała. Szacunek, miłość, dom.  Wtuliła twarz w szyję narzeczonego i ze spokojem wdychała jego zapach.
-Co ty tu robisz?- odezwał się czyjś oburzony głos.
Hermiona odsunęła się od Ronalda i rozszerzyła oczy z przerażenia. Przed wściekłym Arturem Weasley` em stał Harry Potter i skulona za nim Ginny. Panna Granger ruszyła w ich kierunku i ujęła rudego mężczyzną pod ramię.
-Niech się tata nie denerwuje- poprosiła i zmrużyła oczy, gdy spojrzała na Pottera.- Co ty tu robisz?
-Przyszedłem złożyć życzenia mojemu szwagrowi, to takie złe?- rozłożył ręce w geście pokojowym, najwyraźniej nie zwracając uwagi na wrogie spojrzenia wszystkich Weasley` ów.- Ron, miło cię widzieć.
-Ciebie też, Harry- wycedził przez zęby rudowłosy i chwycił ojca za drugie ramię.- Tato, idź usiądź.
Ale Artur Weasely nie zamierzał słuchać, wyrwał się z objęć syna i synowej, aby zmierzyć zięcia srogim spojrzeniem. Hermiona chwyciła w dłoń różdżkę, aby w razie czego bronić obu mężczyzn.
-Traktowaliśmy ciebie, jak syna- wycedził przez zęby.- Pomagaliśmy, gdy nasze życia były zagrożone i każde z nas było w stanie poświęcić za ciebie życie. A ty, oczerniasz moje dziecko i swojego przyjaciela w publicznym wywiadzie. Nie chcę cię znać i nawet jeśli Ginny zechce z tobą zostać, żadne z was nie będzie miało prawa przekroczyć progu tego domu. Ani teraz, ani nigdy.
-Arturze!- wykrzyknęła przerażona pani Weasley, która już biegła w ich stronę, gdy zrozumiała co się święci.
-Nie, Molly. Skończyło się- warknął mężczyzna.- Jeśli moja córka jest w stanie stać bezczynnie i patrzeć, jak jej mąż oczernia jej rodzinę, to znaczy, że nie ma tu czego szukać.
-Przemyśl…
Ale Artur Weasley nie chciał już słuchać próśb synów, ani zalanej łzami matki. Odwrócił się napięcie i zniknął za drzwiami Nory. Hermiona patrzyła, jak po policzkach Ginevry Potter spływają dwie, krople łez. Po chwili wyprostowała się dumnie i również odwróciła.
-Ginny, możesz zostać- krzyknęła do niej panna Granger.- Po prostu…
-Mam zostawić męża, tak?- wykrzyknęła płaczliwie.- Ojca mojego dziecka?
-Musisz wybrać- wyszeptała brązowowłosa.
-Już dawno wybrałam. W chwili, gdy włożyłam na palec złotą obrączkę.
Molly Weasley zalała się łzami w chwili, gdy jej córka teleportowała się wraz z Harrym. Hermiona objęła mocno kobietę i starała się utrzymać ją na nogach. Doskonale widziała mocno zaciśnięte dłonie Rona. To oznaczało, że wojna dopiero się zaczęła.


Przepraszam, przepraszam, ale ta szkoła zupełnie zwariowała. Wiem, że druga liceum to najtrudniejsza klasa, ale to już jest prawdziwa rzeź. Dzisiaj po raz pierwszy od dwóch tygodni usiadłam do komputera i z trudem napisałam ten rozdział, więc za wszelkie błędy przepraszam.

Jeśli zaś chodzi o rozdział to pojawienie się Hope Star oznacza małe komplikacje, jakie? Zgadnijcie sami. Kolejna zła odsłona Harry`ego Pottera. Wiem, że pewnie wielu to nie pasuje, ale u mnie jest on złym charakterem i nic tego nie zmieni. W końcu święci nie zostają oskarżani, prawda? Kiedy kolejny rozdział? Nie mam zielonego pojęcia. Może, gdy przestawię się ponownie na tryb szkolny. Mam nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo.

2 komentarze:

  1. Muszę przyznać że coraz bardziej mnie zaskakujesz.
    Najbardziej interesują mnie właśnie wątki, które ukazują Harry'ego w złym świetle.
    Dziwne nie?
    Ale ja właśnie lubię, gdy jakaś dobra postać się stacza.
    Najbardziej szkoda mi również Ginny.
    To niesprawiedliwie, że kazano jej wybierać między mężem a własną rodziną.
    Jakby nie wiedzieli jaki wybór podejmie.
    Osobiście też jestem zaintrygowana również i Hope!
    Aj uwielbiam Twoje oba opowiadania i naprawdę mnie wkręciłaś.
    Wiesz, że czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubie gdy ktos sie spoznia i nie ddotrzymuje obietnicy,ale te sytuacje w pelni rozumiem. Nauka jest najwazniejsza i to glownie dzieki niej mozna cos osiagnac. Rozdzial przeczytalam wczoraj ,ale dopiero dzisiaj znalazlam czas by skometowac.
    Notka mnie zaintrygowala. Potter,Charlie, Hope... Duzo sie dzieje i to lubie :) myslalam,ze Charlie to typ goscia ktory duzo gada,a malo robi. Ale w tym i poprzednim rozdziale ,ze potrafi uciekac sie do przemocy. Potter, Potter. Lubie go w takiech odslonie. Z wadami,nie idalny. Ciekawi mnie czy bedzie miec jeszcze wieksze znaczanie,bo w kazdym rozdziale jest poswiecany fragment ,w ktorym Harry gra glowna role. Hope. Slizgonka o ,ktorej jak na razie niewiele wiemy. Ciekawa postac,ktora chce blizej poznac.
    POZDRAWIAM I CZEKAM NA KOLEJNA NOTKE :)))

    OdpowiedzUsuń

Numerologia

OBSERWATORIUM